Rasa a klasa

„Communist Left”, 1992
Tekst jest częścią serii Wielkie Alibi
  1. Auschwitz albo Wielkie Alibi (1960)
  2. Zbrodnie wojenne, zbrodnie kapitału (1965)
  3. Rasa a klasa (1992)
  4. Dziecinny anty-antyfaszyzm (1980)
  5. „Auschwitz albo Wielkie Alibi”: Co negujemy, a co potwierdzamy (1996)
  6. Polemika z „Auschwitz albo Wielkie Alibi”: Krzyżowcy demokratycznego antyfaszyzmu w szturmie na marksizm (1997)
  7. Ponownie o „Auschwitz albo Wielkie Alibi”: Antymarksistowski „Mouvement Communiste” (1998)
  8. Nowe ataki na „Auschwitz albo Wielkie Alibi” (2001)

Poniższy artykuł przewidziany jest jako uzupełnienie również tu opublikowanego artykułu Auschwitz albo Wielkie Alibi i powinien być przeczytany w połączeniu nim. Rozwiniemy część poruszonych tam kwestii i porównamy nasze komunistyczne stanowisko z niektórymi współczesnymi argumentami szkół antyrasistowskich i antyfaszystowskich. Ponadto, mamy za cel obronić nasz pogląd, że „najgorszą rzeczą w faszyzmie było to, że dał początek antyfaszyzmowi”.

Dla nas słowo „faszyzm” używane jest do określenia formy rządu przybieranej przez kapitalizm, gdy znajduje się pod silną presją. Przybierana jest ona, gdy proletariat staje się namacalnym zagrożeniem dla istnienia kapitału, gdy burżuazja musi odsunąć na bok wewnętrzne spory i porzucić fasadę demokracji. Faszyzm ma miejsce wtedy, gdy burżuazja spuszcza ze smyczy swych ponurych katów klasy robotniczej, aby zrobili to, co do nich należy — dla dobra kapitalizmu jako całości. Kapitał staje się z dnia na dzień coraz bardziej skoncentrowany i przybierana jest odpowiadająca temu forma rządu, by zarządzać tą ogromną i rozrzutną kapitalistyczną machiną — oto kolejny aspekt faszyzmu: jego aspekt korporacjonistyczny. Obydwie strony faszyzmu są połączone: koncentracja jest reakcją na spadającą stopę zysku i skutkuje coraz większą i większą liczbą fuzji, a także coraz większą i większą liczbą „tonących” małych przedsiębiorstw; rezultatem jest coraz więcej i więcej zwolnień, co oznacza coraz większą i większą presję wywieraną na kapitał — czy to w postaci bezpośrednio zorganizowanej presji klasowej, czy poprzez sam fakt istnienia poza głównym aparatem produkcyjnym milionów pracowników.

W takich warunkach wykształca się rasizm. Rząd faszystowski wymaga bezgranicznej wierności narodowi! Ten nędzny zamiennik prawdziwej ludzkiej społeczności obarcza straszliwymi kosztami tych, którzy nie spełniają wymogów rasowej i narodowej „czystości”. Nawet Dr Johnson1 był w stanie dostrzec, że „patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców” — dziś jest on z pewnością ostatnim schronieniem wszystkich obrońców kapitalizmu i kapitalistycznych wojen. Naród staje się coraz bardziej instytucją nakierowaną wyłącznie na zamykanie i uciskanie proletariatu w obrębie krajowych granic — podczas gdy sam kapitał granic nie zna. Nawet nacjonalizm podsycany w czasie wojen zamienia się w okrutną parodię, gdy tylko rozważymy „ponadnarodowe” portfele inwestycyjne lwiej części wielkiego kapitału. Brytyjscy kapitaliści byli na przykład podczas II wojny światowej akcjonariuszami koncernu Krupp2 — fakt, który według niektórych doniesień tłumaczy, dlaczego Brytyjskie bombowce miały w zwyczaju „unikać” takiego oczywistego celu. Powszechnie wiadomo też, że handel bronią jest rzeczą o skali międzynarodowej. Gdziekolwiek da się zarobić i wycisnąć wartość dodatkową, tam zjawia się kapitał.

Naród! Rasa! Czy istnieje lepszy sposób, by sprawić, żeby proletariat zapomniał, że jest klasą międzynarodową, niż wypranie im mózgów i wpojenie swojskiej „dumy” narodowej? Proletariusze ustawiani są po obu „stronach” w wybuchających okresowo wojnach i rozstrzeliwani milionami. Robotnicy w okopach zdają się rozpoznawać swych braci „po drugiej stronie”; stąd celebrowane mecze piłkarskie między wrogimi stronami podczas I wojny światowej. Ale propagandziści burżuazji nieustannie szepcą im do ucha: „to szwaby”, „żabojady”, „angole”, „naziści”, „komuchy” (a nawet: „to imperialiści”). „Któż by wiedział, co za barbarzyńskie wariactwa oni tam u siebie wyprawiają?! Co by zrobili z twoją żoną i całą rodziną, gdyby mieli choćby najmniejszą okazję?”.

Bolszewicy bezpośrednio odrzucili nacjonalistyczne stanowisko mienszewików i ściągnęli żołnierzy z frontów I wojny światowej, gdy tylko doszli do władzy w Rosji, nawet za cenę strat terytorialnych.

Liga Antynazistowska, która ostatnimi czasy ponownie pojawiła się w Anglii, jest jedną z wielu organizacji, które podniosły sztandar antyfaszyzmu — ten sam, pod którym podczas II wojny światowej zostały zarżnięte miliony robotników — i, co się często zdarza, wspierają ją liczne grupy lewicowe, reprezentujące rzekomo najlepszy interes klasy robotniczej. Pomimo pozorów organizacja ta, jak i antyfaszyzm w ogóle, jest dla nieostrożnych prawdziwym polem minowym. Robotnik nie tylko trwoni energię klasową, ale też doprowadzony jest do wspierania organizacji, która bezpośrednio umacnia kapitalizm! Stwierdzenie to nie jest żadną polemiczną sztuczką. Mówimy poważnie. Bronimy tej tezy w bardzo prosty sposób: wskazując, że organizacje antynazistowskie są bezwarunkowymi zwolennikami kapitalistycznej demokracji! Ponieważ obca jest im dialektyka, nie są w stanie dostrzec, że demokracja parlamentarna i faszyzm to tylko dwie metody organizacji i zarządzania jednym systemem. To po prostu formy kapitalizmu, pojawiające się w różnych czasach i miejscach i w określonych okolicznościach, w zależności od wymogów kapitalizmu. Są dwiema stronami tego samego kapitalistycznego medalu — coraz bardziej zresztą przypominającego taki o dwóch awersach, w miarę jak demokracja kapitalistyczna i faszyzm stają się coraz mniej rozróżnialne. W istocie, demokracja zbliża się coraz bardziej do dyktatury jednej lub dwóch partii — tych będących w stanie wyłożyć wystarczająco pieniędzy, by liczyć się w wyborczym cyrku.

O ile robotnicy dołączają do takich organizacji antyfaszystowskich, żeby „dokopać” faszystom, to nie chcemy być posądzani o zduszanie zdrowego gniewu przeciw niedorzecznemu okrucieństwu faszystowskiej ideologii. Pragniemy jedynie zwrócić uwagę, że żelazna pięść faszyzmu kryje się w miękkiej rękawiczce demokracji, a przez cały czas mamy — i czyni to tą drugą niemal równie bolesną — codzienną niepewność pracy w społeczeństwie kapitalistycznym (kto następny wyleci?), eksmisje, bezdomność, przeludnienie, konieczność korzystania ze swego „prawa” do niekończących się nadgodzin, by zdołać opłacić rachunki — to jak wybierać między kiłą a rzeżączką. Podkreślamy: też jesteśmy antyfaszystami, ale oprócz tego przeciwstawiamy się kapitalistycznemu fetyszowi demokracji.

W Wielkiej Brytanii faszyzm jest przeważnie utożsamiany z rasizmem. Ten drugi jest łatwiejszy do zrozumienia niż rzekomo fundamentalne różnice między rzekomo różnymi systemami, i to dlatego spece od antyfaszyzmu, u których cienko z teorią, tak bardzo ten temat drążą. Należałoby powiedzieć, że wolą opierać się na podkręcaniu emocji do poziomu wręcz religijnego szału — w kwestii rasy. Poza ulubioną sprawą sprzeciwu wobec rasizmu wszystko, co antyfaszyści mają do zaoferowania, to szereg niejasnych i sprzecznych frazesów: faszyści to się w ogóle nie cackają z torturą; są totalitarni — Hitler wygrał wybory; i tłuką ludzi i ich torturują.

Antyrasizm burżuazji jest jednak zainteresowany wyłącznie rasą w sensie abstrakcyjnym: oderwaną od gospodarki, a w szczególności od kapitalizmu. Co zaś się tyczy obozów koncentracyjnych, to sądzi ona, że odnalazła w nich prawdziwy atut — swoje Wielkie Alibi.

Gdy pojawia się temat takich obozów, za dziwaka uznawany jest ten, kto dąży do zrozumienia tego zjawiska — za jedyną prawidłową odpowiedź uznaje się reakcję histeryczną. Oddziaływanie artykułu o Auschwitz bierze się stąd, że pozostaje on ściśle w sferze wyjaśnienia. Próbuje on zrozumieć obozy koncentracyjne nie jako bezcelowy akt, a jako zjawisko, które miało swe źródło bezpośrednio w mrożących krew w żyłach imperatywach systemu kapitalistycznego. Kluczem do zrozumienia jest tu nadprodukcja ludzi: presja „nadwyżkowej” ludności w kapitalistycznym kryzysie gospodarczym.

Artykuł, o którym mowa, odwołuje się do Zarysu krytyki ekonomii politycznej Engelsa z roku 1844. Zacytujemy inne fragmenty z tego samego źródła. W swoim tekście Engels poddaje krytyce maltuzjańską „teorię przeludnienia”, którą interpretuje następująco: „Jeśli […] za dużo jest ludzi, trzeba się ich pozbyć w ten lub inny sposób, albo muszą oni ulec gwałtownej śmierci, albo wyginąć z głodu”3. Dokładnie taką ścieżką podążyło nazistowskie „ostateczne rozwiązanie” — jedyne, które pozostało, gdy wszystkie inne rozwiązania zostały wykluczone przez sam system, który naziści reprezentowali. Engels zwraca naszą uwagę na pisma „Marcusa”, który zalecał utworzenie państwowych instytucji do bezbolesnego zabijania dzieci z ubogich rodzin:

jego zdaniem na każdą rodzinę robotniczą może przypadać najwyżej dwoje i pół dziecka, a każde następne należy bezboleśnie uśmiercać. Dawanie jałmużny byłoby zbrodnią, gdyż sprzyja przyrostowi zbędnej ludności; bardzo korzystne zaś będzie traktować ubóstwo jako przestępstwo, a domy dla ubogich przekształcić w zakłady karne, co zresztą uczyniono już w Anglii, uchwalając nową „liberalną” ustawę o ubogich.

Faktycznie wygląda na to, że plan „Marcusa” został wdrożony — w sposób nieoficjalny — w Brazylii (a to tylko najgłośniejszy przypadek). Roczna liczba zamordowanych „dzieci ulicy” to 4–5 tys.; piękne świadectwo brazylijskiej demokracji. To samo dzieje się za sprawą oficjalnych szwadronów śmierci w Kolumbii, gdzie rzesze dzieci żyjących w kanałach są „przerzedzane” przez opłaconych, „wykonujących jedynie swoją pracę” katów.

„Przeludnienie” to kłopotliwy problem dla klas kapitalistycznych, które wiedzą, że to robotnik jest źródłem wartości dodatkowej: im więcej pracowników kapitalistyczna firma zatrudni, tym więcej wygeneruje się zysku. Haczyk: okresowe kryzysy nadprodukcji. Powstaje zbyt wiele produktów, magazyny wypchane są po brzegi, a zwolnieni pracownicy zajmują miejsca w punktach rekrutacyjnych armii rezerwowej — urzędach pracy. Co się jednak dzieje, gdy państwo nie jest w stanie utrzymać rozległej armii bezrobotnych? W reżimie dopuszczającym wyłącznie rozwiązania kapitalistyczne tragiczną odpowiedzią na to pytanie jest śmierć głodowa. Auschwitz było po prostu przypadkiem zorganizowania śmierci głodujących w sposób bardzo metodyczny; było rozwiązaniem osiągniętym po tym, jak koncentracja w gettach zaczęła sprawiać problemy z utrzymaniem „porządku publicznego” oraz problemy „logistyczne”.

Dla niektórych istnieje jednak inne rozwiązanie — emigracja — którego odmówiono biedniejszej części Żydów pragnących uciec ze szponów nazistowskiego holokaustu. W krajach noworozwijających się, gdzie postępuje uprzemysłowienie, ma równolegle miejsce przyrost ludności, a w starych bastionach kapitalizmu — odpowiadający mu spadek. Dochodzi do żonglerki zbędną ludnością, która, przesuwana z kraju do kraju, stanowi ruchomą armię rezerwową uzupełniającą niedobory ludności: Turcy w Niemczech, Palestyńczycy w Kuwejcie, Jamajczycy z Anglii, Tamilowie w Arabii Saudyjskiej, Algierczycy we Francji — to tylko garstka przykładów. Takie migracje mogą być dla poszczególnych rządów kapitalistycznych bardzo efektywnym sposobem cięcia kosztów: pracujący imigrant jest wychowany i wyedukowany w kraju pochodzenia, często bardzo biednym, a swoje najlepsze lata zużywa w kraju zatrudnienia. Imigrantom rzucane są pod nogi niezliczone kłody, gdy próbują uzyskać pełne obywatelstwo tam, gdzie ich siła robocza jest sprzedawana — a w szczególności tym chcącym go również dla własnej rodziny.

Pracy można jednak też szukać w mrocznym świecie „nielegalnej imigracji”, próbując uniknąć długich, przytłaczających i często beznadziejnych prób uzyskania obywatelstwa w „kraju przyjmującym”. Patrole graniczne mogą być zorganizowane tak, aby pozwalać garstkom nielegalnych imigrantów na przemknięcie się bez wykrycia. Dzieje się tak na przykład na granicy Hongkongu z Chinami albo we Francji. W tej ostatniej nawet, według danych opublikowanych przez Francuski Urząd Imigracyjny, w latach 1963–64, 75% imigrantów dostających się każdego roku do kraju robiło to nielegalnie, co musiało być świadomie tolerowane przez władze. Takie działania skutkują istnieniem superwyzyskiwanej sekcji proletariatu, podtrzymującej swe nielegalne żywoty maleńkimi płacami, zagrożonej nieustannie perspektywą zostania podkablowanym do organów państwowych (pomoce domowe trzymane praktycznie jak niewolnice w bogatych domach brytyjskich to powszechnie znany przykład). Ta kategoria pracowników unika ubiegania się o pomoc społeczną, unika jakichkolwiek formularzy, na których trzeba podać szczegółowe dane, i rzadko kiedy dołącza do związków zawodowych.

Z drobną, nielegalną imigracją związane są również migracje masowe (albo przynajmniej ich próby): statki wypełnione po brzegi Albańczykami przybijające do włoskich portów, wietnamscy boat people4 w Hongkongu, somalijscy i etiopscy uchodźcy napierający na granice sąsiednich państw. W takich przypadkach tworzone są obozy dla imigrantów/internowanych lub podejmowane działania mające na celu odesłanie uchodźców z powrotem do krajów pochodzenia — czasem może zezwalając na pobyt wykwalifikowanej garstki z nich. Obozy takie mogą łatwo upodobnić się do Auschwitz pod względem ich funkcji trzymania biednych i głodujących w jednym miejscu.

Z jakiegoś powodu, okrucieństwa obozów koncentracyjnych II wojny światowej — będące wciąż tematem nieskończonego szeregu makabrycznych filmów dokumentalnych — postrzegane są jako o wiele większy przejaw „zła” niż śmierć głodowa milionów w „obozach dla uchodźców” — miejscach, gdzie ludzi skupia się w jednym miejscu i pozostawia na śmierć. Te stały się po prostu kolejnym upiornym spektaklem do wykorzystania przez „przemysł informacyjny”: nagie szkielety, żywy obraz ludzkiego nieszczęścia, pokazywane są na okrągło w telewizji i w gazetach. Ludzie w swoich najgorszych chwilach wepchnięci są pomiędzy doniesienia o delfinach wyrzuconych na brzeg i szczytach Wspólnoty Europejskiej, jako jedna z wielu „sensacji”. Dowolnego rodzaju niepowierzchowne wytłumaczenia są rzadkością. Ciągle słyszymy, że okresowe masowe głody są „katastrofami naturalnymi” poza ludzką kontrolą albo że jeżeli to wojny za nimi stoją, to same wojny są „katastrofami naturalnymi”, które „służą ograniczeniu wzrostu populacji”. Kapitaliści ujawniają w ten sposób swoją ignorancję i krótkowzroczność. Zrzucając całą odpowiedzialność na „Naturę”, tuszują rolę odgrywaną w tych katastrofach przez anarchię kapitalistycznej produkcji.

Zawsze pojawia się również parę „radykalnych” interpretacji. Zwykle przestawiane są one jako krytyka „uczciwości” istniejących porozumień handlowych między biedniejszymi państwami produkującymi surowce a tymi bogatszymi. Zwróciwszy uwagę, że uboższe kraje zmuszane są płacić ogromne odsetki od kredytów narzuconych im w zamian za pieniądze z OPEC-u; zwróciwszy uwagę, że są one również nieustannie zmuszane przystawać na bardzo niskie ceny za swoje produkty; podkreśliwszy jednostronność umów, które ogromne firmy dostarczające żywność wymuszają na krajach, w których tworzą swoje oddziały — radykałowie mogą marzyć co najwyżej o „uczciwym” kapitalizmie. Mowa jednak o systemie, który ze swej natury jest nieuczciwy, gdyż oficjalnie zatwierdza „prawo” do wyciskania wartości dodatkowej z pracownika i jej konwersji na będący prywatną własnością kapitał. Dobroczynność to jedyne rozwiązanie dopuszczane przez kapitał, bo rozwiązanie prawdziwe i ostateczne, to znaczy międzynarodowa solidarność klasy robotniczej, podważyłoby, i podważy, jego istnienie.

Mimo że kapitalistyczny handel jest międzynarodowy, to klasa kapitalistyczna potrzebuje ruchomej ludności jedynie wtedy, gdy „interes się kręci”. Przez pozostały czas migrująca siła robocza staje się „problemem”, w odpowiedzi na który uchwalony zostaje szereg praw imigracyjnych, zasad i regulacji. Z tego samego powodu ostatnie wydarzenia w Niemczech, gdzie schroniska dla uchodźców zostały zaatakowane przez neonazistów, cieszą się milczącym wsparciem ogółu klasy kapitalistycznej.

Co więcej, te prawa imigracyjne mają teraz „naukowe” poparcie „ekologów” i „zielonych”, którzy rozprawiają o tym, ilu ludzi „środowisko może podtrzymać”. Jak to ma miejsce w przypadku większości kazań na temat ochrony środowiska, czynione przez nich odwołania do nauki są fałszywe, gdyż mówią o swoich racjonalnych planach tak, jakbyśmy już żyli w racjonalnie planowanym społeczeństwie. Ich plany mogą wewnątrz anarchii kapitalistycznej produkcji doprowadzić jedynie do rozwiązań iście drakońskich, podczas gdy w przyszłym społeczeństwie komunistycznym przepływy ludności nie będą wynikały z desperacji — z konieczności podróży w nieznane, by nakarmić rodzinę czy uniknąć zagłodzenia — lecz z przyczyn pozytywnych. Ruchy mas podporządkowanych reżimowi kapitalistycznemu są im narzucane przez walkę o zasoby. Jest to problem, który może zostać przezwyciężony jedynie w prawidłowo zorganizowanym i zaplanowanym społeczeństwie komunistycznym, w którym pozbycie się głodu i dostarczenie przyzwoitych warunków mieszkaniowych będzie głównym priorytetem.

Wracając do rasy: jesteśmy komunistami, toteż rozumiemy rasy jako podzielone na klasy. Dla naszych liberalnych antyrasistów z kolei rasa — pomijając oczywiste odniesienia do zróżnicowanych kategorii i typów fizycznych (które często zazębiają się z szerszymi kategoriami, takimi jak gruby i chudy, niski i wysoki itd.) — jest w ogromnym stopniu związana z „kulturą”. Równość kultur! (a zarazem: równość kultur narodowych) — oto ich nieustannie powtarzany refren. Powołują się tym samym na burżuazyjne „prawo”, sankcjonując „prawo” „wspólnoty etnicznej” do zamykania swych poszczególnych klas robotniczych w obrębie „kulturowej”, nieklasowej perspektywy.

Podobnie nie udaje im się dostrzec, że kapitalizm podporządkowuje wszystkie kultury — w rozumieniu obyczajów, tradycji itp. — kulturze rynkowej. Od krańca do krańca świata panuje wspólna kultura elektryczności, silnika spalinowego, Coca-Coli i gier komputerowych. Najciekawsze jest to, że podczas gdy liberalni „myśliciele” drobnomieszczaństwa uganiają się szaleńczo za wszystkim, co etniczne, i wpadają na takie pomysły jak porzucenie samochodów, pralek i telewizorów w dążeniu do prostszego stylu życia „bliżej natury”, ludność tak zwanego Trzeciego Świata wręcz nie może się doczekać, aż dostanie w ręce cudowne wytwory społeczeństwa przemysłowego — im więcej, tym lepiej. Jak rozczarowujące muszą być te „szlachetne dzikusy” „Trzeciego Świata” dla dzielnych obrońców prostych cnót etnicznych!

Prawda jest taka, że w całych dziejach ludzkości nie istniała nigdy kultura prawdziwie ludzka (nawet komunizm plemienny uwzględniał plemienny konflikt), ale pomimo tego zwiększona zdolność produkcyjna kapitalizmu w porównaniu z poprzednimi stopniami rozwoju społecznego położy podwaliny pod następny krok. Znajdujemy się w momencie historycznym: po raz pierwszy możliwe będzie utworzenie całkiem nowego społeczeństwa, pozbawionego sprzeczności pomiędzy „kulturą” — czytamy: społeczeństwem — a naszym bytem jednostkowym. Kto ogranicza swoje pole działania do wąskiego obszaru tworzenia kultury ludzkiej poprzez zwyczajne sklejanie wielu różnych kultur, wszystkich opartych na podziale klasowym, ten się oszukuje — jest to nędzny zamiennik tej otwartej, głębokiej kultury, którą mamy do zbudowania. Ceną za patrzenie tylko w przeszłość, czy też za postrzeganie „kultur” istniejących współcześnie jako jedyne możliwe, jest, pomijając inne problemy, głębokie wyobcowanie samego siebie nawet od własnej wyobraźni.

Z uwagi na olbrzymią rolę, jaką w rozmaitych kulturach odgrywa religia, poczynimy na jej temat parę uwag. Po pierwsze, nadal utrzymujemy i utrzymywać nie przestaniemy, że „[r]eligia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu”5. Oraz, jak Marks wyraził to przy innej okazji, a dokładniej w rękopisie Praca wyobcowana z roku 1844, że „[i]m więcej człowiek wkłada w boga, tym mniej zachowuje w sobie samym”6. Toteż jako komuniści jesteśmy naukowymi ateistami, ale pomimo tego chcielibyśmy jasno nakreślić nasz pogląd na religię i pokazać, czym nasze podejście odróżnia się od stalinowskich czystek i delegalizowania Kościoła. W Elementarzu komunizmu napisanym w roku 1919 Bucharin i Prieobrażenski zawarli obszerny rozdział zatytułowany Religia a komunizm. W sekcji 92. Zwalczanie przesądów religijnych wśród mas piszą oni:

Jeśli oddzielenie kościoła od państwa władza proletariacka przeprowadziła z pewną łatwością, i prawie że bez wstrząśnień, to rzeczą niepomiernie trudniejszą jest zwalczanie przesądów religijnych, już głęboko zakorzenionych w świadomości mas i ujawniających niezwykłą żywotność. Walka ta będzie długotrwała, wymaga ona wielkiej wytrwałości i cierpliwości. Program nasz w tej sprawie mówi: „Komunistyczna Partia Rosji kieruje się przekonaniem, iż jedynie urzeczywistnienie planowości i uświadomienia w całej działalności społeczno-gospodarczej mas doprowadzi do zupełnego zaniku przesądów religijnych”.7

Na kolejnej stronie podkreślają, że „[p]rzejście […] od socjalizmu do komunizmu, […] do społeczeństwa zupełnie wolnego od wszelkich pozostałości podziału na klasy i od walki klas, przyprawi jednocześnie o śmierć naturalną wszelką religię i wszelkie zabobony”.

Takie oto są warunki zaniku religii. Innymi słowy, religia zostanie zastąpiona, a nie zakazana. Tym samym

walka z ciemnotą mas na tle religijnym winna być prowadzona z energią i stanowczością, ale zarazem i z wielką ostrożnością i oględnością. Masa wierząca jest bardzo drażliwa na punkcie urażania jej uczuć, i propagowanie gwałtem ateizmu wśród mas, połączone z naigrawaniem się i szydzeniem z obrządków religijnych i przedmiotów wiary, nie tylko nie przyspiesza, lecz osłabia walkę z religią.

Smutnym przypisem do tej kwestii religii jest fakt, że rytualne balsamowanie ciała Lenina było wodą na młyn dla rosyjskich chłopskich zabobonów, zgodnie z którymi święty jest naprawdę godny wstępu do niebios tylko wtedy, gdy jego ciało przeciwstawia się rozkładowi. „Ciało Lenina zostało użyte przeciwko jego duchowi”, jak zauważył Trocki.

Nasze radykalne rozwiązanie jest takie, że komunizm sam w sobie jest kulturą i tradycją, wykraczającą poza przypadkowość narodzin, która sprowadza kwestie rasowe i kulturowe do kwestii klasy (mimo że konflikty klasowe muszą być przewalczone, utrzymujemy, że partia reprezentuje w teraźniejszości, o ile to możliwe, społeczeństwo przyszłości, jako podmiot najbardziej tego społeczeństwa świadomy). Stwierdzamy zatem, że członkowie wszystkich ras muszą w ostatecznym rozrachunku obrać pozycje w konflikcie klas.

Jakie korzyści może rzeczywiście nieść za sobą członkostwo w takiej czy innej rasie? W obecnym społeczeństwie jednostki stawiają sobie czoło na rynku, co prowadzi nas do kolejnej funkcji rasistowskich ideologii: są metodą wykluczania konkurencji; czy to na rynku pracy, gdzie zacofany robotnik pogodził się z rolą dostawcy pracy dla kapitału i stara się pozbyć „obcych” rywali, czy też wśród kapitalistów, u których rasistowskie ideologie idą ręka w rękę z wojnami, wybuchającymi co jakiś czas, by ponownie porozdzielać światowy rynek.

Robotnicy wszystkich ras dostrzegą pod powierzchnią różnokolorowej skóry swą wspólną tożsamość. Zamiast walczyć samotnie w narodowych i etnicznych gettach, muszą wywalczyć sobie z nich wyjście. Drogę naprzód stanowi odtworzenie bezkompromisowych organizacji klasowych do celów naszych bezpośrednich zmagań i zjednoczenie się wokół przejrzystego, rewolucyjnego programu klasowego. Oto praca, której poświęceni jesteśmy w Międzynarodowej Partii Komunistycznej, partii zorganizowanej na poziomie nie lokalnym czy narodowym, lecz ponadnarodowym.

Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się —
nie macie nic do stracenia prócz swych kajdan!

Przetłumaczono z Race and class, „Communist Left”, nr 6, 1992, wersja cyfrowa zamieszczona na sinistra.net.

Zobacz następny tekst w serii Wielkie Alibi: Dziecinny anty-antyfaszyzm.
  1. Tu: brytyjski pisarz Samuel Johnson (1709–1784) — przyp. tłum.↩︎

  2. Friedrich Krupp AG — niemiecki koncern stalowy. Podczas II wojny światowej jeden z największych producentów uzbrojenia dla armii niemieckiej — przyp. tłum.↩︎

  3. Fryderyk Engels, Zarys krytyki ekonomii politycznej, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 1, Warszawa 1960, s. 773.↩︎

  4. Boat people — emigranci ekonomiczni wykorzystujący drogę wodną, najczęściej prowizoryczne jednostki pływające. Określenie pierwotnie używane w odniesieniu do uchodźców z Azji Południowo-Wschodniej — przyp. tłum.↩︎

  5. Karol Marks, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp., https://www.marxists.org/polski/marks-engels/1843/krytyka-hegel-fil-prawa.htm.↩︎

  6. K. Marks, [Praca wyobcowana], w: tegoż, Rękopisy z roku 1844, https://www.marxists.org/polski/marks-engels/1844/rekopisy/rekopisy.htm#R04.↩︎

  7. Nikołaj Bucharin, Jewgienij Prieobrażenski, Elementarz komunizmu. Popularne objaśnienie programu Komunistycznej Partii Rosji (bolszewików). Cz. II. Dyktatura proletariatu i budownictwo komunizmu, Moskwa 1921, s. 54–55.↩︎