Polemika z „Auschwitz albo Wielkie Alibi”: Krzyżowcy demokratycznego antyfaszyzmu w szturmie na marksizm

„Programme Communiste”, 1997
Tekst jest częścią serii Wielkie Alibi
  1. Auschwitz albo Wielkie Alibi (1960)
  2. Zbrodnie wojenne, zbrodnie kapitału (1965)
  3. Rasa a klasa (1992)
  4. Dziecinny anty-antyfaszyzm (1980)
  5. „Auschwitz albo Wielkie Alibi”: Co negujemy, a co potwierdzamy (1996)
  6. Polemika z „Auschwitz albo Wielkie Alibi”: Krzyżowcy demokratycznego antyfaszyzmu w szturmie na marksizm (1997)
  7. Ponownie o „Auschwitz albo Wielkie Alibi”: Antymarksistowski „Mouvement Communiste” (1998)
  8. Nowe ataki na „Auschwitz albo Wielkie Alibi” (2001)

Chociaż z dużo mniejszą siłą niż zeszłej wiosny i z przerwami, polemika z negacjonistami i „ultralewicą” nadal trwa; a nasz artykuł Auschwitz albo Wielkie Alibi (opublikowany w postaci broszury) jest regularnie cytowany jako tekst założycielski domniemanego zbliżenia ze środowiskami tęskniącymi za faszyzmem. Możemy przytoczyć przegląd muzyczno-kulturalny „Les Inrockuptibles”, w którego numerze 99 opublikowano krytykę książki poświęconej antysemickiemu pisarzowi Céline’owi — książki nam nieznanej — w której to krytyce autorzy oburzają się, że nazizmowi została przypisana funkcja „przywołania Niemców do porządku”, jego sukces wytłumaczony został „ogromnym zaangażowaniem potęg finansowych i przemysłowych” po jego stronie, a „antysemickie prześladowania we Francji Vichy” określone zostały jako „polowanie na biednych”.

W tym wytłumaczeniu świata wyłącznie według »logiki kapitału« [piszą, chcąc doszczętnie obalić rzeczony tekst] znajdziemy przede wszystkim ten sam determinizm ekonomiczny, który przewodził tekstom służącym w latach 1960–1970 za podstawę teorii negacjonistycznych (takim jak bordygistycznej broszurze Auschwitz albo Wielkie Alibi) [!].

Dla naszych autorów takie oskarżenie jest bez wątpienia jednym z tych, po których nie sposób się podnieść…

Bardziej wyrafinowaną próbę podważenia naszych stanowisk znaleźć można w pewnej niedawno wydanej książce. Zdaję ona się nam warta bliższej uwagi, gdyż z jednej strony zbiera razem głównych winowajców inauguracji kampanii potępiającej „ultralewicę” — nasz nurt w szczególności — z drugiej zaś powiela wszystkie frazesy krytyki demokratycznej marksizmu. Krytyka tej książki pozwoli więc scharakteryzować w sposób niepodważalny tę kampanię oraz jej uczestników. Mowa o zapowiadanej od wielu miesięcy pracy zbiorowej opublikowanej przez wydawnictwo Golias („Golias, magazyn katolicki czuły i drażniący”!) pod tytułem Negacjoniści, szmaciarze historii. Dokładniej, zawiera ona artykuł Alaina Bihra Wypadki rewolucyjnego sektarianizmu, mający na celu rozwinięcie argumentów z kampanii roku 1996, pisząc przy tym historię „rewizjonizmu” i „negacjonizmu”. Ataki przeciw naszemu artykułowi są tam, ma się rozumieć, należycie wyeksponowane.

W istocie, nasz artykuł ma być jednym z „tekstów założycielskich tego odchyłu” ultralewicowego, który „reprezentuje najbardziej klarowną próbę wytłumaczenia nazistowskiego przemysłu zagłady w pojęciach marksistowskiej wulgaty uprawianej przez ultralewicę. Jedyne, co mu się udaje, to pokazanie absurdalności takiego podejścia”. Bihr cytuje naszą analizę niemieckiego antysemityzmu międzywojnia jako zjawiska w swej istocie drobnomieszczańskiego, wynikającego z ogromnej presji ekonomicznej ciążącej na barkach tych warstw społecznych, zmuszającej je do przeciwstawienia się swym konkurentom żydowskim. I oznajmia: „Zastrzeżeń wobec tego absurdalnie ekonomistycznego wytłumaczenia nazistowskiego eksterminacjonizmu nie brakuje, również z punktu widzenia marksizmu [!]”. Cóż to więc za zastrzeżenia?

Zaznaczywszy, że natury klasowej nazistowskiego reżimu nie da się „sprowadzić do zwykłego panicznego ruchu drobnomieszczaństwa” — nigdy czegoś takiego nie twierdziliśmy, ale Bihr, wyrafinowany ideolog, myli naszą analizę antysemityzmu z analizą nazistowskiego reżimu — stwierdza, jak na prawdziwego uczonego przystało, że antysemityzm musiał istnieć wcześniej, bo jeżeli nie, to dlaczego drobnomieszczanie „zdecydowaliby się” obrócić właśnie przeciwko Żydom, a nie na przykład przeciwko fryzjerom?1

Nikt nigdy nie zaprzeczał, że antysemityzm istniał wcześniej, i pod dostatkiem jest marksistowskich analiz, które — wręcz przeciwnie — wytłumaczyły drobnomieszczański charakter tego antysemityzmu. Jednak to, co należy wyjaśnić, to dlaczego tamten antysemityzm, zjawisko mimo wszystko marginalne (liczni historycy oceniają, że pod koniec ubiegłego i na początku obecnego stulecia antysemityzm we Francji był, jeżeli nie bardziej powszechny, to w każdym razie brutalniejszy od niemieckiego), przekształcił się w zjawisko masowe w dotkniętej bezprecedensowym kryzysem gospodarczym Republice Weimarskiej.

Materializm historyczny ustala związek między dwoma powyższymi faktami i pokazuje, w jaki sposób drobnomieszczaństwo, przerażone widmem bankructwa swych interesów, ale ze swej natury niezdolne zrozumieć i walczyć przeciw systemowi produkcji, którego jest częścią, obróciło się „naturalnie” przeciw rywalom najbardziej widocznym, najłatwiej rozpoznawanym jako oddzielna grupa i wobec których istniała już tradycja wrogości, przypisująca im winę za całe zło kapitalizmu. Idealizm z kolei uważa za skandaliczne ustalenie tego deterministycznego związku: według jego koncepcji wszystkie wydarzenia mają swe źródło w walce idei i w świadomości, i przerażająco redukcjonistycznym i ekonomistycznym jest przypuszczać, iż fakty tak błahe, jak gwałtowna ruina setek tysięcy ludzi i nieuchronne zubożenie kolejnych milionów mogły mieć najmniejszy wpływ na ich stan umysłu!

Bihr sądzi, że odnalazł w obliczu tak ordynarnego redukcjonizmu argument nie do powstrzymania:

[J]eżeli chodziło tylko o zniszczenie części drobnego i średniego mieszczaństwa jako takich [aby ulżyć pozostałym członkom tych klas, pozbywając się ich konkurencji], zwyczajne wywłaszczenie byłoby wystarczające: aby zniszczyć społecznie klasę posiadającą, nie trzeba fizycznie niszczyć jej członków, a jedynie pozbawić ją środków produkcji.

Lecz Bihrowi odpowiada nikt inny jak sam Bihr:

[T]o zresztą od takiego wywłaszczenia rozpoczęli naziści [i dodajmy, że taki właśnie był program NSDAP], prowokując tym samym Żydów (przynajmniej tych, którzy byli jeszcze w stanie to zrobić) do opuszczenia Niemiec; i z tego punktu widzenia ich zadanie było zasadniczo zrealizowane do roku 1938 [!].

Nasz niespójny krytyk nie składa jednak broni. Po tym, jak rozłożył na łopatki swe własne początkowe argumenty, pisze, że „[naziści] właśnie nie mieli zamiaru na tym poprzestać, czego zupełnie nie sposób wytłumaczyć żadnym wymogiem bezpośrednim [?] społecznych sprzeczności wynikających z procesu akumulacji kapitału”. Żeby nie być gołosłownym, powołuje się na przypadek Żydów Europy Centralnej i Wschodniej, którzy „zdecydowanie” nie byli częścią drobnego i średniego mieszczaństwa, a także na przypadki innych reżimów faszystowskich (takich jak włoski), które nie były szczególnie antysemickie: „antysemityzm i faszyzm nie zawsze szły ze sobą w parze”. Zatem:

Mówiąc krótko, gdziekolwiek się nie obejrzymy, mamy przed oczami eksterministyczną i antysemicką specyfikę polityki nazistowskiej, której analiza dokonana przez ultralewicę nie jest w stanie wytłumaczyć i którą ma ona jednocześnie tendencję nieustannie tuszować lub negować. […] W ostatecznym rozrachunku nazistowskie przedsięwzięcie ludobójcze okazuje się zwyczajnie nieredukowalne do marksistowskiego ekonomizmu i heglowskiego hiperracjonalizmu [sic!], służących zazwyczaj ultralewicy za podstawę teoretyczną.

Bihr należy do szkoły idealistycznej, dla której to idee rządzą światem, a wszelkie próby materialistycznego tłumaczenia zjawisk społecznych są oczywiście odrzucane. A więc to ideologia nazistowska tłumaczy według idealisty wszystkie wydarzenia: zarówno masakrę Żydów, jak i II wojnę światową. Amerykański historyk Daniel Goldhagen wydał nawet bestseller (Gorliwi kaci Hitlera), w którym stwierdza, że to cała populacja niemiecka, z pewnymi wyjątkami, była albo bezpośrednimi uczestnikami, albo dobrowolnymi wspólnikami w masakrze Żydów, a to za sprawą szczególnych cech niemieckiej kultury! Możemy ocenić powagę tego badacza, twierdzącego, że chce „zrewidować” historię Niemiec, patrząc, jak ukrywa on, że populacja tego kraju podzielona była (jak wszędzie) na wrogie klasy, które stoczyły gigantyczne i krwawe batalie, i że to dopiero po unicestwieniu proletariatu, jedynej klasy w zasadzie nieskażonej antysemityzmem dzięki swej tradycji walki na polu klasowym, oraz dopiero po przytłaczającym zwycięstwie kontrrewolucji nazistowskiej, środki antyżydowskie mogły zostać wdrożone w pełni.

Marksizm pokazał, co przypomnieliśmy w tamtym artykule, że to, wręcz przeciwnie, stosunki społeczne określają ruchy ideologii. Nie znaczy to — jak nasi przeciwnicy udają, że wierzą — że twierdzimy, jakoby polityka państwa była w każdym momencie ściśle określona przez bezpośrednie wymogi społeczne, czy bezpośrednią racjonalność ekonomiczną. Przeciwnie: elementów pośrednich jest bardzo wiele i końcowy rezultat starć interesów dążących do kształtowania tej polityki może być dosyć różny od rezultatu oczekiwanego przez którąkolwiek ze stron. Żaden z nazistów nie wyobrażał sobie od samego początku „ostatecznego rozwiązania”, czego dowodem jest fakt, że przywódcy III Rzeszy próbowali na początku pozbyć się Żydów na inne sposoby, zmuszając ich do emigracji.

Współodpowiedzialność zachodnich demokracji

Dziwić może, że nasi przeciwnicy, tak skłonni do krytyki naszych analiz, nie wspominają nawet słowem o innym głównym wątku naszej broszury, a mianowicie współodpowiedzialności zachodnich demokracji za masakrę Żydów. Jednak to w tym tkwi poważny problem do rozwiązania dla tych, którzy nie chcą słyszeć o przyczynach masakr innych niż „specyfika nazistowskiej ideologii”! Piszemy w naszej broszurze:

Politykę nazistów wobec Żydów całego tego okresu, trwającego do samej wojny, można streścić w dwóch słowach: Juden raus! Żydzi precz! Na wszelkie sposoby starano się doprowadzić do emigracji Żydów. Jednak, pomimo że naziści chcieli tylko pozbyć się Żydów, z którymi nie wiedzieli co począć, i pomimo że Żydzi ze swej strony nie pragnęli niczego innego, tylko wynieść się z Niemiec, to nikt z zewnątrz nie chciał ich do siebie wpuścić.

Oto w grudniu roku 1939 francuski minister spraw zagranicznych Bonnet poinformował swego niemieckiego odpowiednika, że Francja jest bardzo zainteresowana kwestią żydowską w Niemczech. Ribbentrop zapytał go, jaki Francja mogłaby mieć w tym interes. Bonnet odpowiedział, że rząd francuski nie jest już zainteresowany przyjęciem żydowskich uchodźców z Niemiec i spytał go, czy rząd niemiecki nie byłby w stanie powstrzymać tej migracji; ponadto rząd francuski chciał jeszcze deportować 10 000 Żydów. Ribbentrop odparł mu, że cały świat chce się pozbyć Żydów, a problem tkwi w tym, że żaden kraj nie chce ich przyjąć. Ironicznie, Hitler mógł sobie wtedy pozwolić na opłakiwanie losu Żydów, pozostawionych przez świat demokratyczny na pastwę losu!2

Jedynie garstka Żydów zdolna była wyjechać [mówi dalej nasza broszura]. Większość została, na przekór zarówno sobie, jak i nazistom. Można powiedzieć, że zawisnęli w powietrzu.

Wojna imperialistyczna pogorszyła sytuację zarówno ilościowo, jak i jakościowo. Ilościowo, bo kapitalizm niemiecki, zmuszony do zredukowania drobnomieszczaństwa, by skoncentrować w swych rękach europejski kapitał, rozszerzył likwidację Żydów na całą Europę Środkową. Antysemityzm zdał test i wystarczyło tylko, by trwał. Znalazł on również echo w rodzimym antysemityzmie Europy Środkowej, mimo iż ten był bardziej skomplikowany (był okropną mieszanką antysemityzmu feudalnego i drobnomieszczańskiego, w której analizę nie możemy się tu wdać). Równocześnie sytuacja pogorszyła się jakościowo. Warunki życia stały się cięższe za sprawą wojny; zapasy Żydów topniały, skazani byli na rychłą śmierć z głodu.

W czasach „normalnych”, gdy mowa o małych liczbach, kapitalizm jest w stanie pozwolić wszystkim ludziom, których wyklucza z procesu produkcji, aby umarli sobie sami. Nie był jednak w stanie zrobić tego w samym środku wojny i wobec milionów ludzi: taki „bałagan” wszystko by sparaliżował. Kapitalizm musiał więc zorganizować ich śmierć.

Nasza broszura wyjaśnia następnie, że kapitalizmowi niemieckiemu decyzja o czystym morderstwie nie przyszła łatwo — nie przez humanitarne skrupuły, lecz dlatego, że nie przyniosłoby ono zysku. Próbował wyzyskiwać swe ofiary do maksimum, zwłaszcza poprzez wykorzystywanie ich do pracy jako niewolników w obozach itd. Próbował też je sprzedać państwom Zachodu (przytaczamy przede wszystkim sprawę Joela Branda, któremu naziści w środku wojny powierzyli zadanie wynegocjowania emigracji miliona Żydów). Jednak kapitalizmy zachodnie — rzekomo zaangażowane wtedy w walkę o oswobodzenie ofiar nazizmu i przywrócenie wolności — pozostały kompletnie głuche na los miliona ludzi.

Auschwitz albo Wielkie Alibi napisane zostało w roku 1960. Od tamtego czasu mnożą się dowody na to, że imperializmy „demokratyczne” były całkowicie świadome masakr popełnianych przez nazistów i że pozwoliły na nie, mimo że mogły im zapobiec. Pod koniec ubiegłego roku brytyjskie dokumenty archiwalne ujawnione przez Stany Zjednoczone po 50 latach pozwoliły stwierdzić, że służby brytyjskie wiedziały najpóźniej od czerwca roku 1941 (i przekazały to w bliżej nieokreślonym czasie swym odpowiednikom amerykańskim), że siły niemieckie zaangażowane były w deportacje i masakry Żydów (i innych)3, ale nigdy nie mówiły o tym publicznie. Według amerykańskiego profesora Brytyjczycy milczeli, ponieważ „w roku 1941 Londyn nie miał najmniejszej intencji wszczynać sporu z Hitlerem o kwestię żydowską. Wielka Brytania była wciąż przekonana o możliwości porozumienia Hitlerem, a szokująca prawda, taka jak ta o masowych mordach, zmieniłaby tę sytuację”4.

Żydowskie organizacje pomocowe dostarczały aliantom szczegółowych informacji na temat deportacji, linii kolejowych i innych używanych środków transportu, lokalizacji obozów koncentracyjnych, ich organizacji, przydzielonych do nich niemieckich oddziałów itd. Żydowskie organizacje oporu domagały się od aliantów natychmiastowego rozpoczęcia bombardowania linii kolejowych prowadzących do Auschwitz; jednak mimo że ci zbierali tysiące bombowców do zabójczych nalotów na miasta bez żadnego celu militarnego, to nigdy nie byli w stanie znaleźć chociaż jednego, by uniemożliwić przejazd konwojom zwożącym deportowanych ludzi do Auschwitz!5

W opublikowanej w roku 1984 książce zatytułowanej The Abandonment of the Jews: America and the Holocaust, 1941–19456 (Porzucenie Żydów: Ameryka i Holokaust), amerykański historyk David S. Wyman pokazał, opierając się na oficjalnych dokumentach, że siły amerykańskie w Europie były, począwszy od roku 1942, w stanie zainterweniować, by ocalić znaczną część Żydów i nie-Żydów znajdujących się w niemieckich obozach, ale nigdy nie miały najmniejszego zamiaru tego zrobić. Wyman pisze w przedmowie do swojej książki:

W skrócie, oto odkrycia, które uważam za najważniejsze:

  1. Departament Stanu USA oraz brytyjskie Foreign Office [Biuro Spraw Zagranicznych] nie miały najmniejszego zamiaru ocalenia dużej liczby europejskich Żydów. Przeciwnie, żyły w ciągłej obawie, że Niemcy i inne państwa Osi przekażą aliantom dziesiątki tysięcy Żydów. Tego rodzaju exodus popchnąłby aliantów w kierunku rozwiązań — otwarcia przez Brytyjczyków Palestyny i przyjęcia większej liczby żydowskich uchodźców przez Stany Zjednoczone — których odmawiali wzięcia pod uwagę. W rezultacie ich polityka miała na celu uniemożliwianie możliwych akcji ratunkowych i temperowanie [sic!] presji opinii publicznej na rzecz działań rządowych.

Zgodnie z typowymi normami prawnymi nie mamy tu więc tylko przestępstwa nieudzielenia pomocy osobie znajdującej się w niebezpieczeństwie, ale także zbrodnię współudziału, co najmniej biernego, o którą powinny zostać oskarżone Stany Zjednoczone i Wielka Brytania.

  1. To w listopadzie roku 1942 oficjalnie poświadczone doniesienia o systematycznej zagładzie Żydów europejskich przez nazistów zostały opublikowane w Stanach Zjednoczonych [zgodnie z tym, co napisaliśmy wyżej, tajne służby brytyjskie i najprawdopodobniej także amerykańskie wiedziały w tamtym momencie od ponad roku]. W związku z tymi masakrami prezydent Roosevelt nie powziął przez 14 miesięcy żadnych środków i zadziałał dopiero pod wpływem nacisków politycznych, którym nie był w stanie się oprzeć oraz przez to, że postępowanie rządu w sprawie akcji ratunkowej było o włos od wywołania paskudnego skandalu.

  2. Rada do spraw Uchodźców Wojennych, którą utworzył potem prezydent w celu ocalenia Żydów i innych ofiar nazizmu, otrzymała jedynie ograniczone kompetencje, praktycznie zero wsparcia od Roosevelta, jego ministrów i administracji oraz całkowicie niewystarczalne środki finansowe. […]

  3. Za sprawą procedur administracyjnych wdrożonych przez Departament Stanu jedynie 21 tysięcy uchodźców zostało przyjętych do Stanów Zjednoczonych przez trzy i pół roku ich wojny z Niemcami. Stanowiło to 10 proc. liczby tych, którzy mogli być legalnie przyjęci w ramach kwot imigracyjnych obowiązujących w tamtym okresie.

  4. Silna presja ze strony opinii publicznej doprowadziłaby do dużo wcześniejszego i bardziej zdecydowanego zaangażowania rządu w akcję ratunkową. Istniał szereg czynników hamujących przyrost takiej presji. To między innymi: nastroje antysemickie i wrogie wobec imigracji, które były tak powszechne w ówczesnym społeczeństwie amerykańskim, że miały solidną reprezentację w Kongresie; niezdolność [sic!] mediów do rozprzestrzenienia wieści na temat Holokaustu, mimo że agencje prasowe i inne źródła informacji dostarczały im wszelkiej istotnej wiedzy; nieomal całkowite milczenie kościołów chrześcijańskich i prawie wszystkich ich przywódców; obojętność ogromnej większości osobistości świata politycznego i intelektualnego; oraz fakt, że prezydent nie uznał, że powinien zająć w tej kwestii jasne stanowisko.

Pan Wyman jest demokratą i wierzy, że jego bardzo demokratyczny kraj rządzony jest przez wolę ludu. Czyniąc powyższe wyliczenie, ujawnia on jednak, samemu nie zdając sobie z tego sprawy, że ta „wola ludu” organizowana jest przez siły, firmy czy instytucje należące do klasy panującej. Te, mimo że bez wątpienia jednomyślnie zaangażowane w wojenną mobilizację szerokich mas, okazały się w większości obojętne wobec konieczności ratowania ofiar — obojętność ta była wyrazem fundamentalnej obojętności amerykańskiej burżuazji względem ofiar nazizmu, przeciw któremu pomimo to wznosiła ona sztandar wolności i demokracji. Przejawiała się nawet po zakończeniu działań wojennych, wobec dziesiątek tysięcy ocalałych „wysiedleńców”, o czym wspomnieliśmy w naszej broszurze. Podczas gdy historie o okropieństwach nazistowskich obozów wypełniały kolumny światowej prasy, znaczna liczba Żydów nadal pozostawała internowana w tych samych obozach koncentracyjnych, do których przywieźli ich Niemcy, pod okiem tych samych strażników i w tych samych opłakanych warunkach bytowych (ostatni obóz został zlikwidowany dopiero w roku 1957!). Nikt ich nie chciał7. Wojna była w rzeczywistości wojną imperialistyczną, nie wyzwoleńczą, a światowy kapitalizm nie miał miejsca dla tych milionów ludzi nie dlatego, że byli Żydami, ale dlatego, że zostali wykluczeni z procesu produkcji, dlatego, że byli produkcji niepotrzebni (patrz Auschwitz albo Wielkie Alibi). Q.E.D.

W punkcie 6. Wyman — który, nawiasem mówiąc, określa się jako prosyjonistyczny chrześcijanin — krytykuje amerykańskie organizacje żydowskie, które marnotrawiły energię na rywalizację pomiędzy sobą i które, tak jak inne instytucje burżuazyjne w kraju, nie stawiały sobie za główny priorytet ratowania ofiar nazistów! Jego książka mówi na przykład, że syjoniści, dużo bardziej niż rzeczywistym ratowaniem Żydów, zainteresowani byli wykorzystaniem masakr jako uzasadnienia swych roszczeń o utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie. Fakt ten zgodny jest z przedwojennymi kontaktami syjonistów z reżimem nazistowskim w celu zorganizowania emigracji żydowskiej do Palestyny, która przyniosłaby temu reżimowi pożytek ze względu na zobowiązania imigrantów do zakupu Niemieckich towarów8.

W punkcie 7. Wyman pisze w odniesieniu do Auschwitz:

W roku 1944 Departament Wojny Stanów Zjednoczonych odrzucił liczne apele o zbombardowanie komór gazowych w Auschwitz oraz torów kolejowych, które tam wiodły, pod pretekstem, że działania takie przekierowałyby środki lotnicze niezbędne do działań kluczowych, prowadzonych przez nie gdzie indziej. A jednak w tym samym okresie, w którym te apele były odrzucane, Amerykanie przeprowadzali wiele ogromnych nalotów w promieniu 80 kilometrów od Auschwitz. W dwóch przypadkach znaczne formacje ciężkich bombowców amerykańskich atakowały cele przemysłowe będące częścią samego kompleksu Auschwitz, mniej niż osiem kilometrów od komór gazowych.

W swym ostatnim punkcie Wyman pisze, że zachowanie Stanów Zjednoczonych było mimo wszystko lepsze od zachowania ich sojuszników, takich jak Wielka Brytania czy Rosja. Wnioskiem, który wyciąga ze swej obciążającej aliantów pracy, jest zasadność istnienia państwa syjonistycznego.

Auschwitz — Wielkie Alibi antymarksizmu?

Wnioskiem, który wyciągamy my, jest potwierdzenie tego, co napisaliśmy 37 lat temu i co tak rozwściecza demokratycznych antyfaszystów. Tak, Auschwitz jest dobrze pożytkowane jako gigantyczne i skandaliczne alibi przez zachodnie demokracje, które do tej zbrodni dopuściły. To światowy kapitalizm jest winien masakr wojny światowej, włącznie z masakrą Żydów, Cyganów i innych oraz przesiedleniami, które ukształtowały powojenną konfigurację, zarówno w Europie, jak i poza nią. Wszyscy wysuwający na przód okropieństwa Auschwitz w celu wykazania specyficznego, unikalnego i nieredukowalnego charakteru nazistowskiego barbarzyństwa mają za cel tylko i wyłącznie obronę demokratycznego i humanitarnego kapitalizmu istniejących państw.

Nawet Alain Bihr, niekwestionowany wojownik przeciw Frontowi Narodowemu i drobiazgowy krytyk wszelkich kompromisów — prawdziwych lub fałszywych — z faszyzmem? Zwłaszcza Alain Bihr! Gdy grzmi on przeciw naszemu „głęboko zdegenerowanemu marksizmowi”, bo pojmujemy „demokrację (jak zresztą i faszyzm) jako proste, wymienne maski i instrumenty burżuazyjnej dominacji”9 — przeciw koncepcji, której nie wymyśliliśmy sami, lecz która była klasyczną koncepcją komunistycznego ruchu rewolucyjnego przed jego degeneracją — to walczy on z marksizmem jako takim:

Bardziej zasadniczo, niezdolność ideologii ultralewicowej wytłumaczenia nazistowskiego przemysłu zagłady bezsprzecznie ujawniła pewne ogólne słabości marksizmu, a w szczególności nieadekwatność jego teorii politycznej, jak i jego tradycyjną ślepotę w odniesieniu do „kwestii żydowskiej” i antysemityzmu, a więc nieadekwatność jego teorii religii. Nie przesądzając o braku zdolności marksizmu uwolnionego ze swego ekonimistycznego kaftana bezpieczeństwa do podjęcia wyzwania, które nadal stawia nam Auschwitz […].10

Czymże byłby taki marksizm, obdarty ze swych odniesień do gospodarki i uznany za nieskuteczny w kwestii politycznej i ideologicznej (religijnej), jeżeli nie platformą adaptacyjną do idei panujących, zarówno politycznych, religijnych, jak i ideologicznych? I rzeczywiście, Bihr lamentuje nad „upowszechnionym niedowiarstwem, sprawiającym, że wszelkie idee transcendentne, wartości wyższe, a nawet tabu — natury moralnej, politycznej, czy nawet religijnej — są stopniowo zbywane, tracą kredyt zaufania, spójność i psychologiczną siłę strukturyzującą […]” (Amen!), nad „swoistym upowszechnionym relatywizmem na płaszczyźnie moralnej, politycznej, ale także logicznej i gnozeologicznej: […] nie istnieją już stałe kryteria pozwalające wyraźnie odróżnić prawdę od fałszu, rzeczywistość od iluzji, dobro od zła”, i w końcu nad tym, że „szczególnie u ludzi o niestabilnej sytuacji socjoekonomicznej, ofiar nieustannie poszerzającego się procesu marginalizacji lub nim zagrożonych, te zaburzenie porządku symbolicznego może przyczynić się do reaktywnego wycofania się, do uformowania resentymentu, urażonej postawy będącej podłożem wszelkiego pociągu do idei i ruchów skrajnej prawicy” (lub: jak pod przykrywką nieprzeżuwalnego psychologicznego żargonu samemu popaść w ekonomizm, który krytykuje się u innych!).

To, co Bihr tu opisuje, niestety z dużą przesadą, to słabnięcie panującej ideologii, będące odzwierciedleniem pogłębiania się sprzeczności społecznych. Proces ten może rewolucjonistów tylko cieszyć, w równej mierze jak przeraża wszelkiej maści konformistów i konserwatystów. Dużo mówi fakt, że Bihr widzi w zjawisku proletaryzacji (nie używając jednak tego zbyt mocno nasuwającego na myśl marksizm terminu) niebezpieczeństwo, gdyż prowadzi ono do postawy urażonej. Urażonej wobec kogo i czego, jeżeli nie wobec kapitalistycznego systemu społecznego i politycznego, wobec tych, którzy są w nim panami i wobec tych, którzy są jego ideologami czy obrońcami? Jeżeli Bihr, na co wygląda, zalicza się wraz ze swoimi kompanami do ludzi czujących się zagrożonych tym resentymentem, to kłamie on, stwierdzając, że prowadzi on ku skrajnej prawicy. Niewątpliwie, skrajna prawica ma za zadanie pochwycić resentyment warstw drobnomieszczańskich, a nawet niektórych frakcji proletariackich, odurzonych wcześniej szowinizmem i pogardą dla najbardziej uciskanych mas, i to w tym sensie jest ona dla burżuazji wartościową siłą, nawet gdy nie jest wykorzystywana jako antyproletariacki oddział szturmowy; zasadniczo jednak „resentyment” ten leży u podstaw przebudzenia walki proletariackiej, która jest jedynym prawdziwym zagrożeniem dla kapitalizmu i dla jego politycznej nadbudowy (demokracji parlamentarnej).

Łatwo więc teraz zrozumieć, dlaczego ani Bihr, ani nikt inny nie wspomina o naszej krytyce alianckich imperializmów. Byłoby im w istocie bardzo trudno opiewać bezwzględne zasługi demokracji — antytezy faszyzmu, jak dobro jest antytezą zła — jeżeli przyjęliby do wiadomości, że Demokracje z pełną świadomością pozwoliły nazizmowi dokonać zbrodni, stanowiącej jego nieredukowalną specyfikę! Skoro więc nie mogli niczego przeciwstawić faktom, a o wiele łatwiej jest bez końca spierać się z materialistyczną analizą i wyjaśnieniem zdarzeń (takie właśnie jest zadanie ideologów burżuazji), nie mieli innego wyjścia niż pozostać w milczeniu. Wrogi marksizmowi, pełen szacunku do panującej ideologii ze swą moralnością i swymi tabu, zaniepokojony w obliczu zagrożenia, jakie „zdestabilizowane społecznie i zawodowo oraz zmarginalizowane” jednostki stanowią dla obecnego społeczeństwa, antyfaszystowski demokrata Bihr jest więc z całą pewnością prokapitalistą, tak jak i jego współtowarzysze w polowaniu na ultralewicę.

Epilog

W tym momencie niektórzy nasi czytelnicy mogą uznać nasze objaśnienie za nieco zbyt literackie, by było całkowicie przekonujące. W końcu ważniejsze od tego, co człowiek mówi lub pisze, jest to, co robi. Bihr jednak, poza zajmowaniem się socjologią i pisaniem o niej książek, okresową współpracą z „Le Monde diplomatique” czy agitacją na rzecz Ras l’Front11, prowadzi biuletyn polityczny o tendencji mniej więcej libertariańskiej, „Contre le courant” (Pod prąd), tłumaczący na język praktyki ogólną orientację teoretyczną, o której wcześniej wspomnieliśmy.

Płynące z głównym nurtem „Contre le courant” to antyfaszystowscy demokraci. Logiczne więc, że są zwolennikami Frontu Republikańskiego — formuły mającej jednoczyć wszystkie przywiązane do istniejącego porządku partie, od prawa do lewa, z wyjątkiem Frontu Narodowego. Wezwali zatem do głosowania na burżuazję w celu „zablokowania” burżuazji radykalnej, to znaczy Frontu Narodowego. Logika własnej pozycji popchnęła ich jednak jeszcze dalej. Jako że według tej logiki normalne jest popieranie burżuazji demokratycznej przeciw mniej demokratycznej, „Coutre le courant” zdecydowało, że podczas wojny w Zatoce należy poprzeć wojska koalicji dowodzonej przez Stany Zjednoczone w dążeniu do przywrócenia na tron emira Kuwejtu! „Contre le courant” dołączyło do koalicji imperialistycznej, bo wierzyło, i samo wmawiało ludziom, że Amerykanie wygnają Saddama Husajna z tronu i zaprowadzą w Iraku demokrację. Ich zdaniem, sytuacja w Iraku byłaby lepsza dla rewolucjonistów (hmm!), gdyby panowała tam demokracja. Po raz kolejny, jak podczas II wojny światowej i niezliczonych innych wojen, które miały od tamtej pory miejsce, demokratyczni ideolodzy przedstawili wojnę imperialistyczną jako walkę dobra ze złem, demokracji przeciw faszyzmowi (Husajn okrzyknięty został przez zachodnią propagandę nowym Hitlerem). „Contre le courrant” wraz z Bihrem przyłączyli swe głosy do tego wojennego koncertu.

Oto dokąd prowadzi i zawsze będzie prowadził demokratyczny antyfaszyzm: do bycia wspólnikami albo pożytecznymi idiotami klasy panującej i kapitalizmu.

Przetłumaczono z Polémique contre « Auschwitz ou le grand alibi ». Les croisés de l’antifascisme démocratique à l’assaut du marxisme, w: A propos de la polémique sur notre texte « Auschwitz ou le grand alibi » : Ce que nous nions et ce que nous affirmons, Brochures « Le Prolétaire », maj 2001.

  1. Łatwo odpowiedzieć, że usunięcie fryzjerów w żadnym stopniu nie poprawiłoby sytuacji sklepikarzy, lekarzy, ani żadnej innej kategorii drobnomieszczan, podczas gdy zamknięcie żydowskich sklepów spożywczych i innych, zakazanie Żydom praktykowania medycyny itd. przyniosło tym warstwom natychmiastowe ukojenie. Co się tyczy lekarzy, to właśnie ten zawód miał proporcjonalnie największą reprezentację w NSDAP.↩︎

  2. Raul Hilberg, La destruction des Juifs d’Europe, Paryż 1988, s. 340.↩︎

  3. Masakry te były przede wszystkim dokonywane przez Grupy Operacyjne (Einsatzgruppen), „grupy zadaniowe”, które po raz pierwszy pojawiły się w Czechosłowacji i były otwarcie określane jako zajmujące się „oczyszczaniem obszarów wyzwolonych z marksistowskich zdrajców i innych wrogów państwa”. Na terytoriach podbitych były odpowiedzialne za likwidację działaczy organizacji proletariackich i opozycyjnych, a czasami również likwidację Żydów. Zob. Karl Dietrich Bracher, Hitler et la dictature allemande, Bruksela 1995, s. 472 i n.; R. Hilberg, dz. cyt., s. 236 i n.↩︎

  4. Wywiad z Richardem Breitmanem, „L’Espresso”, 28.11.1996.↩︎

  5. R. Hilberg, dz. cyt., s. 733.↩︎

  6. Wydanie francuskie: David S. Wyman, L’Abandon des Juifs. Les Américains et la solution finale, Paryż 1987.↩︎

  7. Zob. Les camps pour personnes déplacées juives en Allemagne (1945–1957) (Obozy dla wysiedlonych Żydów w Niemczech), „Vingtième Siècle”, nr 54, kwiecień–czerwiec 1997.↩︎

  8. W rzeczywistości ruch syjonistyczny był podzielony. Organizacje tradycyjne, a przede wszystkim ich liderzy, były przeciwne emigracji do Palestyny, która nie dostałaby zielonego światła od Wielkiej Brytanii, podczas gdy Mossad organizację tej „nielegalnej” emigracji uzgodnił z władzami nazistowskimi. Nie mniejsze były podziały po stronie niemieckiej. Podczas gdy SS organizowało emigrację do Palestyny, ministerstwo spraw zagranicznych i sam Hitler byli jej niechętni, nie chcąc wywołać niezadowolenia u Brytyjczyków, i preferowali różne plany emigracji „legalnej”. Zob. Yehuda Bauer, Juifs à vendre?, Paryż 1996. Należy wspomnieć, że ten izraelski uczony potwierdza, iż emigracja Żydów była głównym celem reżimu nazistowskiego do jesieni roku 1941 i że to dopiero gdy emigracja stała się niemożliwa, reżim obrał kierunek ich masakry. Jednak nawet w tamtym momencie, w samym środku wojny, zwrot byłby możliwy — pisze — ukazując odrzucone przez aliantów próby pozbycia się Żydów poprzez zmuszenie ich do emigracji w zamian za coś. Zamykając gorzko ten rozdział swej książki, używa praktycznie tych samych słów, co nasza broszura: „Podsumowując, nawet jeżeli Himmler [szef SS i organizator ostatecznego rozwiązania] gotów był pod pewnymi warunkami »sprzedać«, to i tak nie było kupujących”.↩︎

  9. List z 15.09.1997 do Éditions Programme Communiste (w odpowiedzi na nasz protest do „Contre le courant” przeciw publikacji artykułu atakującego między innymi naszą broszurę).↩︎

  10. Alain Bihr, Les mésaventures du sectarisme révolutionnaire (Wypadki rewolucyjnego sektarianizmu), w: Négationnistes: les chiffonniers de l’histoire (Negacjoniści, szmaciarze historii), red. A. Bihr i Dider Daeninckx, Paryż 1997.↩︎

  11. Na temat Ras l’Front zob. Nowe ataki na „Auschwitz albo Wielkie Alibi”, 2001, https://komunizm.netlify.app/teksty/nowe-ataki-na-auschwitz-albo-wielkie-alibiprzyp. tłum.↩︎