Czym jest imperializm?

Gruppen gegen Kapital und Nation, 2018

Poniższy tekst sporządzony został jako szkic na potrzeby spotkania, które miało miejsce latem roku 2018. Można to dostrzec w jego formie. Zdecydowano się nie poddawać go obszernej rewizji.

Imperializm — jak się można nauczyć w szkole — był polityką państw sto lat temu. Wtedy istniały jeszcze prawdziwe imperia, imperia kolonialne, jak na przykład Imperium Brytyjskie. Te czasy już minęły, toteż dziś imperializmu już nie ma.

Z drugiej strony, nie tylko lewicowcy mówią dziś o potęgach światowych, potęgach regionalnych, czołowych potęgach, strefach wpływów, państwowych podwórkach itp. O tym wszystkim można przeczytać w gazetach albo usłyszeć od polityków.

Ingerencje w obcych krajach, agresje i wojny biorą się — jeśliby wierzyć gazetom i politykom — zawsze wyłącznie od innych krajów. Tak to widzą wszyscy politycy na świecie i tak to piszą ich narodowo myślące gazety. Ich własny kraj, przeciwnie, dąży wyłącznie do relacji przyjacielskich, na których zyskują wszystkie strony oraz broni się w razie potrzeby jedynie przeciw nieuczciwym roszczeniom innych krajów, bądź przeciw ich aktom agresji. Tak się sprawa prezentuje we wszystkich gazetach świata. Każdy kraj mówi o sobie, że agresorami są zawsze wszystkie pozostałe. To naturalnie nie jest prawda.

Dążenia ekspansywne państw bądź formacji państwopodobnych istnieją od bardzo dawna. Wystarczy pomyśleć o Aleksandrze Wielkim albo Cesarstwie Rzymskim. To nie miało nic wspólnego z kapitalizmem. Już wtedy obowiązywała jednak następująca podstawowa zasada:

Władza panująca nad określonym terytorium wykorzystuje leżącą u jego podstaw gospodarkę dla utrzymania swojej potęgi. Pytanie jest zawsze takie, dlaczego ta potęga miałaby zatrzymać się w określonym punkcie. Po drugiej stronie granicy też są chłopi i punkty handlowe, które można opanować, a ich ekonomiczne żniwo zaprząc na potrzeby swojej władzy. Jeśli po drugiej stronie granicy istnieje już inny byt państwopodobny, czyli inne panowanie, to postrzegane ono jest jako zagrożenie dla własnego. Przypisuje się mu interes taki, jaki się ma samemu: czemuż by nie poszerzyć podstawy swojej władzy? Już z tego miejsca — niezależnie od konkretnej, dominującej w danej chwili formy gospodarczej — jest jasne: do wojen dochodzi zawsze, gdy tylko istnieją obszary panowania. Hamulcami dla wojny było: czy gospodarka wewnętrzna dawała w ogóle wystarczająco produktu dodatkowego na żołnierzy, by rozpocząć ekspansję? Albo: żadna ze stron nie wierzyła, że była w stanie wojnę wygrać. Albo: wewnętrzna podstawa władzy stała się krucha za sprawą powstań, tak że panujący nie chcieli bądź nie mogli sobie na ekspansję pozwolić, bo najpierw musieli posprzątać własne podwórko.

Jak to wygląda dziś?

„Nie ma nic lepszego niż wielostronne podejście, by nie pozostawić kształtowania globalizacji podmiotom, które myślą wyłącznie o własnych interesach, a nie o wspólnym dobru” — podkreśliła w związku z tym w poniedziałek Merkel, nie wymieniając Trumpa z imienia. O to konieczna jest więc walka. Już poprzez swe podróże do Rosji i Chin, a także przestrzeganie porozumienia nuklearnego z Iranem, kanclerz dała jasno do zrozumienia, że Niemcy oraz Unia Europejska chcą przeciwstawić się kierunkowi Trumpa.1

Co się zawiera w tym cytacie? G7, Rosja i Chiny porozumiały się z Iranem, że Iranowi nie wolno opracować broni jądrowej. Że Iran musi pozwolić się pod tym kątem regularnie kontrolować.

Żyjemy zatem w świecie, w którym państwa uznają za coś oczywistego zakazywanie innym państwom pod groźbą sankcji rozwijania broni, którą same mają.

Trumpowi to nie wystarcza. Złości go, że Iran miesza się w konflikty poza swoimi granicami i poszerza tym swoją strefę wpływów, na przykład w Iraku, Syrii, Libanie i Jemenie. Stany Zjednoczone, które mogą się pochwalić największą liczbą baz wojskowych w tym regionie, uznają zatem za oczywiste, że mogą kwestionować dokładnie ten sam fakt, gdy chodzi o inne państwa.

Tym samym docieramy już nieomal do samego krańca współczesnego imperializmu: państwa spierają się o to, komu w ogóle wolno mieć jakie rodzaje broni, bądź w jakim zakresie mu wolno, i komu gdzie wolno posiadać wpływy wojskowe. Ma miejsce rywalizacja o broń, o instrumenty przemocy. Pewne państwa roszczą sobie prawo do poddawania dyskusji budżetów zbrojeniowych innych państw.

Po co komu rywalizacja o broń? Po to, żeby mógł wiarygodnie grozić wojną, którą jest w stanie wygrać. I naturalnie obejmuje to zawsze także możliwość, że koniec końców wojnę się przeprowadzi — by wyegzekwować swoje roszczenia i by pozostać w czasie pokoju wiarygodnym jako rzeczywiście groźna potęga. Korzystniejsze jednak od bycia zmuszonym do prowadzenia wojny jest, gdy inne państwo od samego początku uzna swoją podległą pozycję.

Po drugiej stronie mniejsze państwa starają się pozyskać broń masowego rażenia, taką jak bomby atomowe: jako ubezpieczenie. Państwom zwierzchnim trzeba utrudnić wojenne kalkulacje. Belgrad został wszakże w roku 1999 przez NATO po prostu zbombardowany. Nie byłoby ono w stanie tego tak łatwo zrobić, gdyby Serbia miała broń jądrową.

Suwerenność przemocy, kontrola nad bronią itp. są, zdaje się, potrzebne w tym współczesnym świecie, by móc wiarygodnie grozić wojną oraz, jeśli przyjdzie potrzeba, by móc ją prowadzić. Po co?

Merkel mówi: w celu kształtowania globalizacji. Hasło to odnosi się do światowego porządku handlowego.

Ten światowy porządek handlowy, w jego dotychczasowej postaci, omówimy bliżej za moment. Zapytamy następnie, jak wygląda związek porządku gospodarczego z globalnym arsenałem militarnym. Na razie jednak pozostańmy przy cytacie:

Merkel skarży się na Trumpa, który swoim „America First” (Ameryka pierwsza) otwarcie przyznaje, że we wszystkich manewrach polityki zagranicznej chce mieć konsekwentnie na względzie własne krajowe korzyści.

Ona z kolei twierdzi, że reprezentuje globalne podejście do kształtowania porządku, które zarówno wspiera narodowe interesy Niemiec, jak i służy dobru wspólnemu (to znaczy interesom wszystkich innych państw, narodów itd.). Merkel opowiada się za światowym handlem opartym na ustalonych regułach. Trump zaś mówi, że reguły interesują go jedynie wtedy, gdy służą Stanom Zjednoczonym; a gdy nie, to są mu obojętne.

Trump nakłada obecnie wyższe cła na niektóre kraje. Czasem mówi on, że zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego USA byłoby, gdyby zbyt duży import stali rozłożył na łopatki krajowy przemysł. Czasem mówi po prostu, wskazując na deficyt handlowy, że cła są karą za niesprawiedliwe zachowanie innych krajów.

Niemcy skarżą się, że to nie godzi się z regułami światowego handlu. Trump mówi nieraz „a właśnie, że się godzi”, a nieraz „mnie to nie obchodzi, na pierwszym miejscu jest Ameryka”.

Czym są te reguły światowego handlu?

Po II wojnie światowej pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych, podczas rund negocjacyjnych Układu Ogólnego w sprawie Taryf Celnych i Handlu (GATT), z których ostatecznie narodziła się Światowa Organizacja Handlu (WTO), uzgodniono:

Cła na towary mają zostać opuszczone. Pomóc ma w tym zasada największego uprzywilejowania. To znaczy: za każdym razem, gdy dwa państwa zgodzą się obniżyć cła na określone grupy towarów, te niskie cła zaczynają automatycznie obowiązywać również dla pozostałych krajów będących w WTO.

Sprzedaż towarów, świadczenie usług — a to obejmuje również aktywność bankową — mają się odbywać na całym świecie na sposób wolny od dyskryminacji.

Brak dyskryminacji odnosi się do następującej zasady: państwo nie może traktować przedsiębiorstw zagranicznych — pomijając cła — inaczej niż swoich krajowych. To się tyczy ostatecznie również firm, które otwierają gdzieś nową lokalizację. Nawet gdy państwo ogłasza zamówienie publiczne, na przykład na budowę autostrady, nie może ono dawać pierwszeństwa firmom krajowym.

Idzie to tak daleko, że nawet państwowe subwencje albo zbyt duże udziały państwa w przedsiębiorstwach potępia się jako nieuczciwe praktyki handlowe. Zbyt łagodne regulacje środowiskowe również wzięte zostały pod lupę negocjacji: Chinom, na przykład, zarzuca się faworyzowanie z ich pomocą własnych firm.

Podążając za tym trendem, wszystko sprowadza się do tego, co następuje:

Kapitał — nieważne czy mowa o kapitale produkcyjnym, handlowym czy finansowym — ma na całym świecie eksportować, importować, szukać lokalizacji, transferować zyski, zapewniać sobie surowce, a gdzie indziej wykorzystywać siłę roboczą. A państwa mają się zaangażować w to, żeby tego procesu — z którym kapitał zostaje puszczony wolno w świat — dopilnować prawnie, ale mu nie przeszkadzać.

I pod tym względem przez ostatnie 70 lat wiele się wydarzyło:

  • Międzynarodowe firmy inwestycyjne w ciągu jednego roku kilkakrotnie sprzedają sobie nawzajem największą firmę świadczącą usługi opiekuńcze w Niemczech.
  • Volkswagen produkuje między innymi w Niemczech, w Polsce, w Brazylii i w Republice Południowej Afryki.
  • 70% wszystkich marynarzy to Filipińczycy.
  • Uran oferowany jest przez szereg producenckich krajów, takich jak Australia, Kanada, Rosja, Niger, Namibia, Kazachstan, Uzbekistan, Republika Południowej Afryki.
  • Frankfurter Allgemeine Zeitung podał niedawno, że pewna niemiecka firma odzieżowa wykorzystuje dla własnych ubrań światowy łańcuch dostaw obejmujący 125 oddzielnych wytwórców pośrednich.

Zgodnie z panującą w tej sprawie doktryną oraz zdaniem Merkel zachodzi, co następuje: im więcej będzie międzynarodowego handlu, tym więcej będą z niego miały wszystkie kraje. To ma ona na myśli, mówiąc, że każdy orędownik światowego porządku opartego na regułach — taki jak Niemcy — realizuje wprawdzie swój narodowy interes, ale jednocześnie realizuje światowy interes ogólny.

Rzuciwszy okiem na różne kraje i krainy świata, oczywiste staje się, że to nie prawda. Przy powstawaniu tego światowego porządku handlowego było również niemało państw, które podejmowały ciężkie starania przeciw tym zasadom albo przynajmniej domagały się dodatkowych odstępstw, by następnie zostać do porzucenia swojego sprzeciwu skłonione różnymi środkami przez wolny Zachód.

I nic w tym dziwnego. Równe warunki konkurencji dla kapitału sprzyjają zawsze tym kapitałom, które z uwagi na większy rozmiar i produktywność mają od samego początku przewagę.

W biegu na 100 metrów równe warunki startowe tak samo mają na celu sprawdzić, kto jest bardziej sprawny fizycznie. Na końcu będą więc zwycięzcy i przegrani.

Nic zatem dziwnego, że tam, gdzie obowiązują równe warunki konkurencji, kapitał mający od początku przewagę będzie się rozprzestrzeniał po świecie, a inny kapitał polegnie albo nie będzie miał nawet okazji się uformować.

Państwa tworzą warunki światowego handlu, kapitał z nich korzysta

Te globalne reguły światowego rynku używane są przez poszczególne kapitały ze wszystkich zakątków świata, najlepiej jak się da, w konkurencji i współpracy z pozostałymi kapitałami.

Kapitały te jednak tych reguł nie stworzyły. Kapitały są podmiotami ekonomicznymi światowego rynku, lecz reguły ustalane są przez podmioty polityczne, czyli przez państwa, poprzez międzypaństwowe porozumienia.

Były czasy, w których istniał blok wschodni, obejmujący około jedną trzecią świata. I tam wolność kapitału była zerowa.

Były również czasy, w których państwa starały się po pierwsze zbudować narodowy przemysł i chronić go wysokimi cłami. To nazywano wtedy arabskim albo afrykańskim socjalizmem. I państwa te musiały na razie porzucić swoje polityczne projekty i dołączyć do tak zwanego konsensu waszyngtońskiego, uwalniającego międzynarodowy kapitał.

Decyzja, iż państwo powinno od tej pory w kwestii ożywienia krajowej gospodarki polegać przede wszystkim na zagranicznych inwestycjach, z powodu czego cła stają się niższe, a zyski łatwiej transferowalne — to właśnie decyzja polityczna. Taką decyzję podjął, na przykład, cały dawny blok wschodni.

Czym jest narodowy punkt widzenia — czym jest narodowy kapitał?

Stwierdzenie, że Niemcy, jak sądzi Merkel, popierają egzekwowany system światowego handlu na gruncie wspólnego dobra, można spokojnie zaszufladkować jako ideologię. Sama mówi ona jednak też, że reguły te leżą w interesie Niemiec. Co to jest — narodowy interes?

Przypomnijmy tutaj coś, o czym powiedzieliśmy na początku. Państwo zawsze czerpie swoją potęgę z leżącej u podstaw jego terytorium gospodarki. Urzędnicy, policjanci i żołnierze muszą zostać uwolnieni od innej pracy, trzeba wytworzyć dla nich budynki i broń. Pracownicy państwa i ich „instrumenty działania” nie wnoszą nic do samej produkcji, są nieprodukcyjne. Czuwają jedynie nad tym, by praca innych przebiegała w określony sposób (na przykład jako praca niewolnicza, poddańcza bądź najemna) oraz by jej wyniki gdzieś trafiały (na przykład do kasy państwa). Gospodarka, nad którą państwo sprawuje władzę, musi zatem wytwarzać produkt dodatkowy — nadwyżkę, którą państwo może sobie przywłaszczyć i wykorzystać do własnych, samych w sobie nieprodukcyjnych celów.

I tak to ma miejsce również w dzisiejszych Niemczech, tylko w nieco bardziej zawiły sposób. Państwo nie zabiera zwyczajnie rolnikom żywności i nie nakazuje wykonawcom budowy jakichś baraków czy broni. Państwo płaci pieniędzmi. Skąd ma pieniądze? Zabiera je obywatelom — jako podatki.

Państwo uzależnia się w ten sposób gospodarczo od pieniędzy zarabianych i pomnażanych w społeczeństwie. I historia pokazuje, że kapitalistyczne społeczeństwo, które we wszystkich gałęziach nakierowane jest na prywatne pomnażanie pieniędzy, obdarza państwo historycznie niezrównanymi środkami władzy. Przy tym należy jeszcze uściślić: jest tak wszędzie tam, gdzie kapitalizm działa i dotrzymuje kroku standardom światowego rynku.

Gospodarczymi podmiotami są w kapitalistycznym społeczeństwie obywatele. Zaprasza się ich, a zarazem zmusza, do zarabiania pieniędzy. Pieniądz jest społecznym uprawnieniem dostępu do zasobów. Jego pomnażanie — wszystkim, o czym powinien myśleć współczesny kowal własnego losu. Bogactwo jest prywatne, a więc do kogoś należy. I nie jest tajemnicą, że to bogactwo jest przedmiotem wzajemnej walki w konkurencji — przeciwieństwie. Bogactwo narodowe, coś takiego jak „nasz dobytek”, nie istnieje.

W społeczeństwie kapitalistycznym praca osiąga zwieńczenie w sprzedawalnym produkcie. I ten produkt, w postaci towaru, służy do przynoszenia pieniędzy. Pieniądz jest zatem uprawnieniem dostępu do obcego bogactwa i co za tym idzie, jego wystarczająca ilość pozwala na kupno wszystkich środków potrzebnych do uruchomienia produkcji; mowa o środkach produkcji takich jak maszyny, budynki, surowce. I przede wszystkim ludzie, którzy wykonują samą pracę, pracownicy najemni. Oni nie mają możliwości niczego w sposób konkurencyjny produkować, by zarabiać dzięki temu pieniądze. Kapitaliści wykorzystują swój majątek, by za pośrednictwem produkcji pomnożyć pieniądze. Społeczne uprawnienie dostępu, które posiadają w formie pieniądza, zapewnia im wszystko potrzebne do tego, by mogli poprzez pośredni etap w postaci produkcji to społeczne uprawnienie dostępu powiększyć. Ci, którzy towary wytwarzają, są od rezultatu swojej pracy oddzieleni w taki sposób, że wprawdzie dostają płacę, ale nie wystarcza ona na to, by mogli sobie tworzyć swoje własne alternatywy. Płaca wystarcza z reguły do końca miesiąca.

Wszystko to jest mocno uproszczone i zalecamy w tym miejscu przestudiowanie ekonomii z wykorzystaniem Kapitału Marksa. Ale tyle można zauważyć: im większą liczbą pracowników dysponuje przedsiębiorstwo, tym jest ono zazwyczaj bardziej dochodowe. A masa zysku pozwala przedsiębiorstwom bądź to dysponować jeszcze większą liczbą pracowników, bądź to poprzez racjonalizację podnieść produktywność, co będzie stanowić przewagę konkurencyjną. To pieniężne zwierzchnictwo kapitału nad siłą roboczą jest współczesną formą ciągłego przywłaszczania sobie produktu dodatkowego, który wyraża się w prywatnych zyskach. I to jest fakt niezwykle interesujący siłę państwową, kiedy zabiera ona sobie za pośrednictwem podatków część produktu dodatkowego od dobrze prosperujących prywatnych obywateli.

Państwo traktuje wywalczone we wzajemnej konkurencji podmiotów gospodarczych bogactwo pieniężne — wykorzystywane następnie przede wszystkim do poszerzania źródła tegoż bogactwa — jako podstawę swojej władzy. Gdy określenie „bogactwo narodowe” ma jakiś sens i nie oznacza tylko ideologii, to odnosi się wyłącznie do stanowiska państwa. Generowane w separacji od państwa prywatne bogactwo stanowi dla niego prawdziwą bądź potencjalną podstawę jego władzy.

Z tego powodu państwo dokłada starań, by kapitalistyczny porządek gospodarczy nie tylko gwarantować i regulować — chce ono go również wspierać. To znaczy, ma na celu wspieranie wzrostu gospodarczego, z pożytkiem dla swojej władzy. Domyka się tym samym okrąg: państwo podporządkowuje swoje akty, swoją władzę celowi wspierania kapitalizmu, a jego wsparcie dla kapitałów służy następnie jego władzy.

Z tego stanowiska zaczyna się wyłaniać perspektywa sięgająca poza granice kraju. Właśnie tam, gdzie kapitalizm funkcjonuje dobrze, gdzie firmy nabierają rozmiaru, ich popyt na surowce wzrasta, rosną góry towarów na sprzedaż, banki mogą udzielać coraz więcej kredytów — właśnie tam państwo zauważa, że jego terytorium oraz ludność pod jego panowaniem są zbyt małe, by sprostać potrzebom wzrostu jego kapitału.

Państwo staje się krytyczne wobec samego siebie. Granica jego siły stanowi granicę dla miejscowego kapitału. Konieczne staje się zorganizowanie możliwości dla wzrostu poza dotychczasowym obszarem władzy.

I z tego miejsca oczywiste jest, że państwa mogą w tym celu po prostu odbierać innym państwom terytorium poprzez wojnę. Tą logiką podążano w czasach, gdy najpotężniejsze państwa starały się o własne imperia kolonialne.

To dobiegło stopniowo końca po II wojnie światowej — ze znacznym udziałem Stanów Zjednoczonych naciskających na sojusznicze państwa kolonialne, takie jak Wielka Brytania czy Francja, by przyznały swoim koloniom niezależność. Odtąd ma już nie być żadnych narodowych obszarów wyłączności. Nie godzą się one bowiem z celem USA, by puścić swój kapitał wolno w świat. A z uwagi na to, że kapitału we wszystkich krajach wtedy brakowało, USA zaoferowało im wraz z nowym światowym porządkiem gospodarczym także amerykańskie pożyczki. W taki sposób Stany Zjednoczone również zarobiły na ogólnoświatowym rozkwicie kapitalizmu.

Stany Zjednoczone odegrały więc zasadniczą rolę w napędzeniu nowego światowego porządku gospodarczego, a Niemcy się do niego dołączyły.

Współczesnymi metodami wykorzystywania świata dla potrzeb krajowego bogactwa nie jest rabunek ani bezpośrednia kontrola, lecz skromne: względnie wolny handel towarami i usługami. Państwa wzajemnie uznają się za suwerenne, aby potem po prostu negocjować kontrakty określające warunki, pod którymi kapitał może się angażować na całym świecie.

Sukces narodowy odnotowuje się następnie w bilansie handlowym, rachunku obrotów bieżących, bilansie płatniczym. Miarą ostatecznie decydującą jest jakość własnej waluty.

Te bilanse oraz pytania w kwestii jakości narodowej waluty stanowią odrębny temat. Tu zaznaczamy tylko, że jest to coś, czym należy się zająć. Tutaj przedstawimy tę koncepcję inaczej, korzystając z przykładów:

Międzynarodowy Fundusz Walutowy — państwa przegrane

Całe narody mogą się w warunkach wolnego handlu rozpaść, gdy ich kapitały poniosą zasadniczą klęskę w konkurencji z zagranicznymi — tego faktu Stany Zjednoczone i ich sojusznicy w kształtowaniu nowego światowego porządku gospodarczego byli świadomi już w roku 1944. Uzupełnili więc porozumienia o wolnym handlu, powołując Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW).

Kraje, w których kapitały nie są konkurencyjne na poziomie światowym, mają problem w postaci narastającego niedoboru obcej waluty, spowodowanego dysproporcją importu i eksportu. Jednocześnie ich własna waluta nie jest przyjmowana za granicą. Prywatnych i publicznych pożyczek w obcej walucie nie da się już spłacać i tym samym państwo, a zarazem cały lokalny świat biznesu, zagrożone jest koniecznością wycofania się ze światowego handlu. Tym konsekwencjom państwowego bankructwa przeciwdziała MFW.

Państwa, które wzbogaciły się poprzez handel, wpłacają się do MFW; ten następnie udziela państwom przegranym pożyczek, pozwalających ich lokalnym biznesom na kontynuowanie udziału w światowym handlu. W taki sposób kraje bogate utrzymują sobie kraje przegrane jako swoje sfery biznesowe.

Te pożyczki nie są bezwarunkowe. Pożyczające kraje muszą zobowiązać się do zmniejszenia państwowego budżetu poprzez środki oszczędnościowe. Zazwyczaj dokonuje się tego, stosując środki oszczędnościowe w zakresie państwa opiekuńczego. Żąda się prywatyzacji przedsiębiorstw publicznych. Ta zasada obowiązkowej polityki oszczędnościowej również stanowi temat wymagający odrębnego zgłębienia.

Wiele państw uzależnionych jest od MFW co do samej możliwości udziału w światowym handlu. Znaczącymi przykładami są obecnie: Grecja, Egipt, Jordania, Argentyna.

Dygresja: Co jest przyczyną biedy?

W latach 80. znacznie więcej lewicowców znało przynajmniej podstawowe fakty na temat MFW. Dziś nadal warto się nim dokładnie zająć.

Wówczas, tak jak teraz, krytykowało się go następująco: MFW powoduje biedę; zmusza rządy do zubażania swojej ludności, jak to miało właśnie miejsce w Egipcie, gdzie zniesiono dopłaty do żywności i paliwa.

Przeciw temu uwagę zwracają dwie rzeczy:

Po pierwsze, rozróżnić należy zainteresowane strony i ich role zarówno w krajach zachodnich, jak i w krajach rozwijających się. MFW jest organizacją państw. Zwraca się do państwa będącego w potrzebie i w pełni wykorzystuje jego słabość. Skutków zastosowania środków oszczędnościowych nie musi potem jednak znosić biorące pożyczkę państwo, tylko jego ludność, której te środki oszczędnościowe narzuca pożyczający rząd. Państwo dostaje tym samym okazję do kontynuowania projektu o nazwie „Wykorzystać światowy rynek do narodowego sukcesu”. Koszty tego musi ponieść ludność. I również pośród ludności należy dokonać rozróżnienia. Krajowe przedsiębiorstwa z reguły tych kosztów nie ponoszą, a wręcz przeciwnie: mogą nadal realizować swój projekt pomnażania pieniądza i to często z większym powodzeniem niż wcześniej, jeśli obniżony zostaje poziom wynagrodzeń. Innymi słowy, również wewnątrz społeczeństw biorących pożyczki z MFW istnieje dominacja, istnieją bogate podmioty gospodarcze i sterta biedaków.

Kraje Pierwszego Świata nie nękają po prostu Trzeciego Świata z użyciem MFW. Zamiast tego, pomyślny wyzysk pracy najemnej w Niemczech, na przykład, tworzy przedsiębiorstwa górujące w rywalizacji na światowym rynku. To daje niemieckiemu państwu moc do stawiania wymagań krajom, którym się w tej rywalizacji nie powodzi. Związek jest zatem pomiędzy państwami, a szkody rozkładają się zgodnie z hierarchią istniejącą w poszczególnych krajach.

Ujmijmy to może raz jeszcze na przykładzie Grecji: To nie my Niemcy pomagamy Grekom. Jest raczej tak: państwo niemieckie udziela państwu greckiemu kredytu, ponieważ niewykonanie zobowiązań przez greckie państwo oznaczałoby niewykonanie zobowiązań przez cały grecki świat biznesowy. To zaś zaszkodziłoby niemieckiemu światowi biznesowemu. Takiej sytuacji niemieckie państwo chce zapobiec. Swoim programem pomocowym pomaga ono zatem samemu sobie. Ponadto, jeśli ta pomoc finansowa idzie w parze z wymogiem wobec greckiego państwa, by konsekwentnie usunęło zalegających z opłatami lokatorów i drobnych właścicieli domów, przez co greckie banki nie będą musiały spisać na straty przynajmniej części swoich pożyczek — służy to w równym stopniu także i greckim bankom. A co mają z tego niemieccy pracownicy najemni? Mogą oni nadal próbować organizować sobie — przy zniekształcającym wyczerpaniu sił i przewlekłym lęku o utratę środków do życia — tanie życie w pracy najemnej. I tym samym dalej grać na rzecz odnoszącego sukces niemieckiego kapitału. Narodowe „my” nie jest więc stosowne ani w Niemczech, ani w Grecji2.

Po drugie, nawet jeśli MFW poprzez swoje programy dostosowania strukturalnego wymaga dalszego zubożenia dużej części ludności, to nie jest on przyczyną biedy. Zasadniczo biedni są wszyscy ci, którzy jako pracownicy najemni są zmuszeni nieustannie stawiać się w gotowości dla kapitału. I ta relacja zawiera w sobie fakt, że płaca, to znaczy pieniądze na życie, istnieje tylko wtedy, gdy istnieje szansa dla kapitału na pomnożenie pieniędzy. Tam, gdzie takiej nadwyżki pracownicy najemni nie wytwarzają, ludzie nie dostają nawet rzeczy najpotrzebniejszych — są wtedy bezrobotni. Pod tym względem pozycja pracownika najemnego jest różna w różnych krajach. Tam, gdzie kapitał nie jest w stanie wytrzymać konkurencji na rynku światowym, przestaje on działać jako kapitał albo nie może się nawet uformować. Bezrobocie jest wtedy w takich miejscach zjawiskiem masowym, co odbija się na płacach osób jeszcze zatrudnionych, którym przez to ledwo starcza na życie. Ta szczególna, wyjątkowo ciężka forma istnienia jako pracownik najemny ma zatem swoją przyczynę w tym, że egzekwowana jest wolność dla kapitałów i narodowe kapitały niszczą w konkurencji firmy z innych państw. W związku z tym należy stwierdzić: wolny handel jest przyczyną absolutnej biedy w niejednej części świata. Wtedy dopiero zjawia się MFW i zapewnia dodatkowe trudności.

Państwa zwycięskie

Korzyści z wolnego światowego porządku handlowego czerpią nieliczne państwa, ze Stanami Zjednoczonymi, Niemcami i Japonią na czele. Ich kapitały podbiły świat. Zagraniczne kapitały osiedlają się u nich i reinwestują tam swoje zyski, zamiast je zwyczajnie transferować do siebie. Ponadto zwycięskie państwa rozwinęły waluty, które uznaje się na całym świecie, co z kolei działa na korzyść wszystkich sekcji ich kapitału. A zwłaszcza: ich banki mogą tworzyć pieniądz, który jest bezpośrednio pieniądzem światowym, co pozwala zarabiać na całym świecie poprzez pożyczki i inwestycje.

Podstawa władzy tych państw nie leży już zatem w lokalnej gospodarce i siłowej kontroli, którą nad nią sprawują. Podstawa ich władzy rozciąga się na cały świat. Gdy zagraniczne siły państwowe nastawiają swoje gospodarki na kapitalizm, to stają się one jednocześnie środkami dla Stanów Zjednoczonych, dla Niemiec, dla Japonii.

Te państwa wykorzystują swoją siłę polityczną na rzecz wolnego porządku światowego, ponieważ powiększa to ich władzę nad nim. Choć co do Stanów Zjednoczonych należałoby teraz powiedzieć: swą siłę do tego wykorzystywały.

Trump odrzuca ten porządek

Nikt inny tylko sam inicjator tego światowego porządku, Stany Zjednoczone, ogłasza teraz, że ustanowionych przez siebie na świecie zasad nie chce już przestrzegać.

Zadziwiło to zagranicznych polityków i gazety, ale i w Stanach Zjednoczonych ta zmiana nie pozostaje bezsporna.

Trumpowi wylicza się, jak wiele Stany Zjednoczone we wszystkich sferach zyskują na wolnym światowym porządku, i coś w tym jest. Mierzona miarą: „Rynek światowy jest środkiem utrzymania Stanów Zjednoczonych i zapewnia on im również silniejszą pozycję”, polityka Trumpa jest szaleńcza.

Ale Trump po prostu używa innej miary. Jego miarą jest: „Stany Zjednoczone były do lat 80. niepodważalnym numerem jeden we wszystkich sferach. Wolny porządek świata ustanowiony po II wojnie światowej był środkiem Stanów Zjednoczonych do konsekwentnego utrzymywania tej niepodważalnej pozycji”.

Punkt widzenia: „Narody świata, myślcie o sobie i starajcie się w granicach zasad wolnego rynku światowego promować swoje narodowe interesy” zapewnił, że wszystkie państwa (łącznie z Niemcami i Japonią) zrobiły z siebie również środki Stanów Zjednoczonych, dzięki czemu ich pozycja numer jeden we wszystkich sferach była konsekwentnie podtrzymywana.

Jednakże zasada „Narody, starajcie się wzbogacić i nabrać znaczenia, używając zasad światowego rynku” zawierała w sobie zawsze możliwość, że inne narody rzeczywiście staną się przez to silne. Zawierała także zawsze możliwość, że obce narody, bądź ich kapitały, w tej czy innej niszy faktycznie będą w stanie wykończyć w konkurencji kapitał amerykański.

I to nie tylko Trump, ale już Obama, Bush czy Clinton zauważali, że ta możliwość stopniowo stawała się faktem.

Chiny są jedynym krajem rozwijającym się, któremu udało się dojść do pozycji gospodarczego potentata. Udało się im nawet w kilku obszarach zdominować światowy rynek. Chiny pozwalają sobie aspirować do tych samych praktyk, co wolny Zachód. Wykupują obecnie połacie ziemi w Afryce, próbują z wykorzystaniem pożyczek zobowiązać wobec siebie całe kraje. A przede wszystkim: przekuwają swoją potęgę gospodarczą w potęgę militarną.

Ten obrót spraw niepokoi nie tylko Trumpa, ale i Niemcy. To nie tak miało być. Podczas gdy Obama i Niemcy dążyli do złamania Chin gospodarczo poprzez dalsze zobowiązanie ich wobec swoich zasad wolnego światowego rynku, Trumpowi wychodzi inny bilans:

Wolny rynek światowy wraz ze swoimi zasadami albo służy wyraźnemu podtrzymaniu wyższości Stanów Zjednoczonych, albo nie jest należytym środkiem dla Stanów Zjednoczonych, tylko niesprawiedliwym problemem.

Stosunkową nowością jest fakt, że Trump nie skupia się jedynie na Chinach, lecz zaczyna także Niemcy, Europę i Japonię definiować jako nowych głównych rywali. Również one w jego oczach oszukują Stany Zjednoczone. Dowód: kontestują wyraźną wyższość Stanów Zjednoczonych w niektórych obszarach.

Trump nakłada teraz po prostu cła karne. Trump będzie odtąd dogadywał się tylko bilateralnie. Nie chce już „marnować” pieniędzy na utrzymywanie przegranych państw na całym świecie.

To nie jest izolacjonizm. To jego dążenie, by przywrócić porządek światowy na właściwe tory. Wówczas, jak i dziś, celem tego porządku jest po prostu zabezpieczenie wyraźniej wyższości Stanów Zjednoczonych.

…i stawia niemiecki model sukcesu w niezręcznej sytuacji

Niemcy stały się wewnątrz amerykańskiego światowego porządku handlowego wielkie i silne. Wraz z projektem pod tytułem Euro Niemcy wzięły nawet przykład z dolara i w ramach tego porządku dążyły do wydrapania rysy w wyraźnej wyższości Stanów Zjednoczonych na polu światowej waluty. Jednakże na światową wojnę handlową z USA Niemcy nie mogą sobie tak naprawdę pozwolić. Niemiecka pozycja bowiem w zbyt wielkim stopniu opiera się na relacjach handlowych z tym krajem.

Dylemat niemieckiego imperializmu najłatwiej jest dostrzec na innym froncie: porządek świata bazuje na militarnej wyższości Stanów Zjednoczonych. Niemcy na niej skorzystały i w USA jest teraz prezydent, który zarzuca Niemcom: pasożytujecie na naszym wojsku. Z tym koniec. Trump mówi dalej: nie będę gwarantował żadnego porządku światowego, będę gwarantował sukces USA. I albo NATO jest w tym celu użyteczne, albo partnerstwo NATO nie jest dla mnie tak bardzo ważne.

Jaki jest związek pomiędzy gospodarczym używaniem świata a bezpośrednią siłą państwa, to znaczy wojskiem?

Związek pomiędzy gospodarką a bezpośrednią siłą

Na poziomie krajowym państwo burżuazyjne jest już uprzednio tak zorientowane, że wewnętrznie kwestia siły rozstrzygnięta musi być na korzyść państwa. Siła państwa stoi ponad konkurującymi podmiotami, jest suwerenna w narzucaniu wszystkim systemu prawa własności, w gwarantowaniu kontraktów (to znaczy wymuszaniu na wszystkich ich przestrzegania), w zezwalaniu bądź zakazywaniu podejmowania okazji biznesowych.

Gdy niegdyś państwo zagarniało obszary świata albo podporządkowywało je sobie jako kolonie, potrzeba przemocy była oczywista. Miejscowa ludność czy nawet formacje władzopodobne musiały zostać podporządkowane własnemu monopolowi na przemoc. Innym krajom, które interesowały się tymi samymi terenami, należało przemocą zbrojną jasno pokazać, kto tam rządzi. O to, co do istoty chodziło w I wojnie światowej.

Z kolei współczesny imperializm odnoszących sukces krajów polega na uznaniu suwerenności innych państw. Uznaje on pełną władzę innego państwa nad jego terytorium i ludnością, zawierając z tym państwem na tej podstawie umowy, które mają przynieść korzyść własnemu krajowi.

Dlatego też to uznanie suwerenności ma od początku pewne warunki. Tylko wtedy, gdy inne państwo skłonne jest do zawarcia określonych umów, zasługuje ono na uznanie suwerenności i na obietnicę tego, że nie zostanie do niczego zmuszone bezpośrednią siłą.

To trzeba najpierw wobec tych państw osiągnąć i NATO przez dziesięciolecia jednej trzeciej świata, to znaczy blokowi wschodniemu, mówiła jednoznacznie: tak jak wy teraz wymykacie się od waszego gospodarczego wykorzystania przez nas, tak my działamy, by was wymieść militarnie.

Ale by ściągnąć na siebie wrogość militarną, nie trzeba być wcale reżimem komunistycznym. Czasem wystarczyło nawet zrealizować bardziej socjaldemokratyczny program wraz z nacjonalizacją gospodarki, by sprowadzić sobie do domu CIA, czego doświadczyć musiały liczne rządy w Ameryce Łacińskiej.

Takimi militarnymi interwencjami USA zademonstrowało, w jakich granicach innym państwom w ogóle przysługuje prawo do suwerennej, to znaczy mającej na względzie krajowe korzyści, kalkulacji.

Niektóre kraje dążyły do kwestionowania roszczeń Zachodu co do obowiązującego porządku spoza pozycji komunizmu. Czasem słownie, czasem poprzez wsparcie dla małych grupek bojowników, państwa takie jak Iran, Syria czy Libia Kaddafiego dawały jasno do zrozumienia, że nie chcą zaakceptować zwierzchnictwa Zachodu. Tym samym zyskały sobie wrogość Stanów Zjednoczonych. I dokonywane bądź planowane siłowe obalenia tych reżimów są nie tylko wiadomością dla samych tych krajów, ale i dla całego świata. Suwerenni jesteście tylko wtedy, gdy uznajecie światowe prawo do dyktowania porządku przez Stany Zjednoczone.

To, że państwa wpadają na pomysł poszerzenia podstawy swojej władzy poprzez przyłączenie obcych dotąd terenów, nie znika ze świata tak po prostu z dnia na dzień. Również tutaj to przede wszystkim Stany Zjednoczone egzekwują brak legitymizacji we współczesnym świecie dla tego środka narodowej polityki. Dały to ponownie jasno do zrozumienia przy okazji napaści Iraku na Kuwejt. Potwierdzają to także obecnymi sankcjami przeciw Rosji za wchłonięcie Krymu. I również w kwestii wchłonięcia NRD do Republiki Federalnej Niemiec decydująca nie była wola narodu, tylko „tak” od rozpadającego się ZSRR i przede wszystkim „tak” od Stanów Zjednoczonych.

Stany Zjednoczone, jako potęga wojskowa numer jeden, za sprawą siły koniecznej dla wolnego światowego porządku handlowego ściągnęły na siebie w Europie oskarżenia o bycie porywczymi kowbojami, podczas gdy Niemcy kultywują wizerunek nastawionej na negocjacje siły pokojowej.

Ten wizerunek został teraz częściowo zniszczony obecnymi debatami. W jakim stopniu Niemcy pasożytowały przez cały czas na amerykańskiej przemocy na świecie, pokazuje przypadek Ukrainy.

Ukraina była państwem uzależnionym od handlu zarówno z Rosją, jak i z Europą. Obie strony mniej czy bardziej naciskały na nią, by zdecydowała, z kim chcę trzymać w długim terminie. Z uwagi na to na Ukrainie zawsze istniały frakcje, które kładły nacisk to na jedną, to na drugą stronę, nigdy jednak nie dokonując całkowitego wyboru. To krytykowała Unia Europejska jako „politykę huśtawki”. Unia chciała, by Ukraina w pełni przyjęła jej przepisy handlowe, co oznaczało konieczność wystąpienia Ukrainy z unii celnej z Rosją. Po długich negocjacjach z Unią Europejską prezydent Ukrainy w ostatniej chwili się jednak na to nie zgodził. Przez to doszło tam do wojny domowej bądź zamachu stanu.

Do tego czasu zarówno Rosja, jak i Unia Europejska używały swojej siły gospodarczej, by nakłonić ukraiński rząd do podjęcia decyzji. To znaczy, używały do tego gospodarczej zależności Ukrainy. A w dziedzinie oferty gospodarczej i gospodarczych gróźb, Unia Europejska była po prostu od Rosji lepsza. Tym samym widać, że odnoszące sukces państwa używają swej potęgi nie tylko dla sukcesu swych narodowych kapitałów, lecz i przeciwnie, wykorzystują narodowe kapitały pod swoim panowaniem jako broń, za pomocą której wywołują u innych państw pewne spostrzeżenia.

Koniec końców Rosja porzuciła dotychczasowe zasady światowego porządku gospodarczego: wspierając grupy zbrojne we wschodniej Ukrainie oraz anektując Krym, pokazała, że pokojowy podbój krajów przez Unię Europejską ofertą gospodarczą i szantażem działa tylko na tyle, o ile to zuchwalstwo wobec Rosji, na które sobie dotąd pozwalano, będzie się w stanie potwierdzić militarnie.

I nagle pojawia się zapotrzebowanie na NATO, co w zasadzie oznacza Stany Zjednoczone. Cała wschodnia ekspansja Unii Europejskiej — jak pokazuje przypadek Ukrainy — opierała się na militarnej potędze USA.

Nawiasem mówiąc, również co do samej Unii nasuwać się może pytanie, jak to jest, że to akurat Niemcy, które militarnie mają stosunkowo niewiele do zaoferowania, odgrywają rolę przewodnią. Wszakże to Francja i Wielka Brytania mają bomby atomowe i to one pokazały, że są w stanie prowadzić wojnę. Fakt, iż siła militarna nie przełożyła się dotąd na przewodnią rolę wewnątrz UE, a jedynie siła gospodarcza, także opiera się na wyższości Stanów Zjednoczonych. Zobowiązała ona siły europejskie do współpracy bez wikłania w to siły militarnej. I to zobowiązanie opiera się ostatecznie na przytłaczającej wyższości wojskowej USA.

Zwrot Trumpa w polityce bezpieczeństwa

Gdy Trump krytykuje europejskie siły, a w szczególności Niemcy, za to, że wydają zbyt mało na wojsko, a cały ciężar wydatków wojskowych i poświęcenia własnych żołnierzy spoczywa na Stanach Zjednoczonych, to coś w tym oskarżeniu jest.

Ogłasza podwójną korektę: po pierwsze, nie wspiera już opartego na zasadach światowego porządku gospodarczego; po drugie, nie obowiązuje zatem już także bezwarunkowa solidarność wewnątrz NATO.

To niweczy teraz niemiecką imperialistyczną drogę do sukcesu: by podtrzymać oparty na zasadach światowy porządek gospodarczy, środki zarządzania zbrojnego Unii Europejskiej musiałby zostać znacznie powiększone. Obecnie podejmowane są w tej kwestii powoli działania, ale to o wiele za mało. Dodatkowo wewnątrz Unii istnieją sprzeczne interesy: jedne państwa potrzebują USA przeciw Rosji (na przykład Polska i państwa bałtyckie); inne uważają, że należy z Rosją połączyć siły, by się od USA uniezależnić.

Podsumowanie: Zarządzanie poprzez siłę zbrojną

Światowy porządek handlowy jest środkiem odnoszących sukces państw kapitalistycznych. Z niego czerpią swoją potęgę.

W porównaniu z imperiami kolonialnymi szczędzi się sporo przemocy, gdy całe grono niezależnych państw na świecie z własnej motywacji (i wykorzystując swoją lokalną siłę) dba o świadczenie na miejscu pożądanych usług.

Z drugiej strony, zapotrzebowanie na przemoc ogromnie rośnie. Innym państwom trzeba narzucać „czerwone linie”, w obrębie których mogą i powinny realizować swoje narodowe cele.

To zapewniało i zapewnia (niepewnie) NATO. I taki jest też sens budowania potęgi militarnej w Chinach, które chcą się spod tej kontroli uwolnić.

Żadne państwo nie chce zwyczajnie kapitalizmu na świecie. Natomiast ogólnoświatowy kapitalizm, z którego państwo czerpie korzyści, leży już w interesie odnoszących sukces państw.

Trump wyciąga teraz wniosek i unaocznia tym samym pewną prawdę: kapitał musi być środkiem dla państwa i finansować państwową wyższość na świecie. Dla tego celu gotów jest zaakceptować, że wraz z jego nowym politycznym programem niektóre firmy w kraju, a przede wszystkim na świecie, zostaną pogrzebane.

Błędy antyimperializmu

Błąd nr 1: „To potężne korporacje są motorem polityki zagranicznej, czy w kontekście traktatów, czy w kontekście wojen”

Lenin swoją pracą Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu wprowadził na świat teorię imperializmu, która do dziś pozostaje najpowszechniejszą na lewicy.

Przedsiębiorstwa i banki się scalają. Stają się zbyt wielkie, by nadal móc zbyć swoje towary na rynku wewnętrznym. Stąd bierze się podbój świata. Oligarchia finansowa staje się coraz silniejsza i koniec końców dyktuje nawet ceny. Państwa czy rządy są marionetkami tej ekspansji.

To prowadzi nie tylko do oporu pracowników najemnych, ale także do oporu drobnych przedsiębiorstw i całych ludów świata. W ten sposób kapitalizm przygotowuje swój własny koniec.

Również dziś wojny, takie jak ta w Iraku, wyjaśnia się tym, że Stany Zjednoczone chcą sobie bezpośrednio zagarnąć szyby naftowe. A w samym USA prowadzi się badania nad tym, które firmy albo które branże na tym skorzystają.

Tam, gdzie państwa takie jak USA szykują się, by za jednym zamachem zaaprobować bądź obalić cały rząd; gdzie tym samym wysyła się sygnał dla wszystkich innych państw — tam antyimperialiści bagatelizują państwowe roszczenie do kontroli nad innymi państwami, stwierdzając, że chodzi zwyczajnie o jakieś pojedyncze dochodowe biznesy.

Państwowy cel realizacji i rozwoju swojej władzy nie jest sam w sobie w ogóle uznany. Tym samym przygotowuje się grunt pod sposób postrzegania świata, który nie ma nic do zarzucenia państwowej realizacji władzy, lecz wszystko, co złe, przypisuje pojedynczym politykom, którzy mieliby troszczyć się tylko o zaspokojenie chciwości pojedynczych korporacji. Przebija się tu antyimperialistyczny pogląd, że potrzebne jest wreszcie naprawdę uczciwe, niezależne, autentycznie demokratyczne państwo, które w końcu zaordynuje narodowi sprawiedliwe życie.

Błąd nr 2: Lustrzane odbicie błędu nr 1, czyli „Podmiotem jest kapitał jako cel sam w sobie”

Przeciwko tej teorii w kręgach związanych z tak zwaną krytyką wartości (Wertkritik), a także w niektórych związanych z krytyką globalizacji3, przyjęła się teoria pozornie przeciwstawna. To nie interesy pojedynczych przedsiębiorstw ani interesy państw, które rozlewają się na świat, a zasada waloryzacji wartości zmusza wszystkie podmioty, by działały w taki czy inny sposób.

I oczywiście, ogólnoświatowego kryzysu finansowego nie zleciło żadne przedsiębiorstwo ani żadne państwo świata. Jest on rezultatem zasady kapitału, która w nowoczesnym świecie ma stosunkowo wolną rękę. Jednakże to, by zasada kapitału działała bez przeszkód, jest zawsze w interesie tych państw, które są siedzibą mającego wyższość kapitału. A droga do wolnego światowego rynku była nagromadzeniem wojen i długich rund negocjacyjnych, które zawsze napędzane były przez określone państwa.

Również i ta teoria pomija niezbędną dla uwolnienia kapitału przemoc państwa i tym samym krytykę państw, które się w to angażują.

Błąd nr 3: „Skazą świata jest szowinizm i przesadny nacjonalizm, brakuje solidarności między narodami”

Ponieważ obie powyższe teorie nie ugruntowują imperializmu w celach państwowej siły, udaje im się przeistoczyć sprawę globalnej konkurencji i przemocy w problem osobistego szaleństwa pojedynczych polityków albo partii.

Jedni, tam, gdzie rządy w ich oczach są szczególnie agresywne, widzą działanie nacjonalizmu i szowinizmu, którym trzeba zaradzić poprzez międzynarodową solidarność. Świat podzielony zostaje na wyjątkowo złe rządy — albo i całe reakcyjne narody, gdy nieprzejednanie stoją za swoimi rządami — oraz na rządy takie, które chcą jedynie miłować pokój.

Według drugich waloryzacja wartości powoduje na świecie niemałe zamieszanie, przez co niektóre narody zbaczają na ścieżkę barbarzyństwa. Faszyści i islam stają się wtedy głównymi wrogami ludzkości4; a mające wyższość państwa jawią się jako jej zbawcy.

Ta teoria szczędzi sobie analizy światowego porządku i odbywającej się w jego ramach konkurencji pomiędzy państwami. Przyjrzyjmy się na przykład polityce gospodarczej kraju takiego jak Iran. Jako państwo naftowe jest on wcielony do światowego procesu akumulacji kapitału, który odbywa się w centrach zachodnich. I cele militarne Stanów Zjednoczonych bądź Niemiec zakładają jasno gwarantowanie bezpiecznych oraz dogodnych cenowo dostaw ropy; to znaczy zakładają praktykowanie trwałej, wspieranej wojskowo ingerencji w tamtym regionie.

Państwa naftowe, takie jak Iran, są zatem produktem zachodniego porządku świata. To zjawisko pociąga za sobą koniecznie istnienie wielu biednych, ponieważ gospodarka oparta na eksporcie ropy wystarcza co najwyżej na zapewnienie dochodów państwu, ale nie masom ludzi (to można zaobserwować zwłaszcza w Wenezueli, gdzie czawizm wykorzystuje dochody z ropy do realizacji projektu państwa socjalnego. Wynika z tego następująca lekcja: zwalczania biedy nie sposób pogodzić z kapitalistyczną światową gospodarką). Państwo takie jak Iran potrzebuje z tego względu, aby istnieć, stosownej dodatkowej porcji bezpośredniej przemocy i moralności, tak by namówić ludność do współpracy. A zwłaszcza wtedy, gdy obstaje ono również przy formalnej (ponieważ co to treści jest całkowicie zależne od gospodarczego rozwoju Zachodu) niezależności od zachodniego porządku świata (tak jak to robi reżim mułłów) zamiast wpasować się w ten porządek z mentalnością państwowego namiestnika (tak jak to zrobił szach5).

Błąd nr 4: Walka o samostanowienie narodów

Antyimperializm marksizmu-leninizmu nieustannie poszukuje narodów, które stają do walki w obronie przeciw krajom nadrzędnym. W okresie dekolonizacji celebrował on każdy plugawy reżim jako wyzwolenie. Gdy tylko te niezależne państwa na podstawie swojej narodowej kalkulacji zaczęły kokietować Stany Zjednoczone, rzeczone nośniki postępu szybko same stały się diabłem.

Wieloma innymi wstrząsnęło to, jak srogo niektóre reżimy traktowały swoich poddanych jako lud i w jak swobodny sposób skazywały setki tysięcy ludzi na śmierć, gdyż miało to posłużyć narodowemu przebudzeniu. Zamiast jednak z tego wyciągnąć lekcję, że zobowiązanie narodowi stanowi nędzny program, wywnioskowali, że może jednak wolny Zachód jest koniec końców lepszy. Przykład: Kambodża i przemiana niemieckiej maoistycznej lewicy w Zielonych, którzy komunizmu nienawidzą najbardziej ze wszystkich rzeczy na świecie6.

Przy całej amerykańskiej kontroli nad globem, to projektem Stanów Zjednoczonych było kompletne uwolnienie narodowych kalkulacji. Własnych kalkulacji dokonuje nawet najlichsze państwo. I takiego państwa nie czyni po prostu „dobrym” fakt, że akurat dysponuje ono mniejszymi instrumentami siły.

Omawiana perspektywa zasadniczo pomija rozróżnienia wewnątrz tych niezbyt silnych krajów. A również tam istnieje polityczna władza, która dyktuje swoim poddanym porządek gospodarczy obejmujący zarabianie pieniędzy. Również tam są bogacze i biedne masy. Zamiast przeanalizować tamtejszą ekonomię polityczną i odnotować istniejące w tych społeczeństwach przeciwieństwa, wszystkich wrzuca się do jednego gara o nazwie „naród”.

A to ogromna różnica, czy krytykuje się wszędzie wyzysk pracujących, czy też ma się jedynie problem z tym, że biedni ludzie w pewnych innych krajach nie są pod nieskrępowaną władzą rządów, które w jakiś sposób wywodzą się od nich samych.

Błąd nr 5: Walka przeciw zachodnim obyczajom i o moralnie przyzwoity naród oraz przyzwoity rząd

Wolny Zachód był tak skuteczny ze swym programem, że dziś praktycznie żadne państwo na świecie nie ośmiela się mieć agresywnie antyamerykańskiej bądź antyzachodniej racji stanu.

Nawet tacy ludzie jak Assad, który jest wciąż na liście celów, zaczęli się kilka lat temu przyłączać do konsensu waszyngtońskiego. Panarabizm jest już historią. Afrykański socjalizm także.

Pozostaje sterta krajów, których gospodarki nie są w stanie samodzielnie udźwignąć państwa. Czy to poprzez MFW, czy poprzez bezpośrednią pomoc wojskową — zwłaszcza w regionach kulturalnie zdominowanych przez islam pełno jest państw, których rządy są w jakiś sposób uzależnione od Zachodu.

Korupcja nie jest tam — tak jak w państwach odnoszących sukces — wyjątkiem, tylko regułą. Gospodarka nie utrzymuje państwa. Rząd nie jest w stanie opłacić wszystkich funkcjonariuszy państwowych w sposób taki, by zachowywali się jak niezależne nośniki celu państwa. Z tego powodu reżimy pozwalają swoim funkcjonariuszom dorabiać, gdziekolwiek im się uda — przy wydawaniu paszportów, przy wizytach w szpitalu czy przy kontrolach policyjnych.

Pałeczkę w walce z amerykańskim porządkiem świata przejęły teraz organizacje niepaństwowe takie jak Al-Kaida czy Państwo Islamskie. Uraża je to, że ich państwa nie liczą się na świecie, co jednak natychmiast przekształcają w inny problem: obrażany jest islam.

Przekształcają konieczną z polityczno-gospodarczego punktu widzenia powszechną korupcję w kwestię moralności: rządy myślą jedynie o sobie, są chciwe itd. — dlaczego? Bo nie są wystarczająco pobożne.

Ludzie dają się oszukać nie w kalkulacjach mówiących, że miejscowa wersja światowego porządku oferuje jedynie życie w trwałej absolutnej nędzy. Zamiast tego, dają się zwieść z właściwej ścieżki bzdurami zachodniej kultury. Właściwą ścieżką przeciw temu jest bycie: dobrym, pobożnym, ubogim, przyzwoitym. To znaczy: ludziom brakuje moralności.

I z tą fałszywą analizą świata zadają światowemu porządkowi ukąszenia komara swoimi atakami. Dla porządku świata — ukąszenia komara, dla bezpośrednio krzywdzonych w tych atakach ludzi — sprawa śmiertelna.

W tym miejscu europejskie antyimperialistyczne złudzenia stają się całkiem obłędne, gdy ludzie cieszą się z ataków na wieże World Trade Center i trzymają kciuki za Hamas.

I odwrotnie tragedią jest, gdy inni, prawdziwie lewicowi stróże człowieczeństwa trzymają wtedy kciuki za Stany Zjednoczone albo Unię Europejską, mitologizując ich użycie przemocy jako „mimo wszystko ratujące cywilizację”.

Zalecana lektura

Ten, kto chce zrozumieć zasadę kapitału, powinien jeszcze postarać się przestudiować tomy 1–3 Kapitału Karola Marksa. Zaleca się zrobić z tego projekt długoterminowy. Powolne studiowanie jest tu korzystniejsze od szybkiego kursu.

Jako inne i lżejsze wprowadzenie do tematu polecamy książkę Nędza ma swój system: Kapitalizm autorstwa Grup przeciw kapitałowi i narodowi (Gruppen gegen Kapital und Nation, Die Misere hat System: Kapitalismus), https://gegen-kapital-und-nation.org/page/die-misere-hat-system-kapitalismus/ (nieprzetłumaczone).

Na temat wolnego handlu można przeczytać broszurę Cała władza dla kapitału? (Gruppen gegen Kapital und Nation, Alle Macht dem Kapital?), https://gegen-kapital-und-nation.org/ttip-schiedsgerichte/ (nieprzetłumaczone na jęz. pol.; dostępne w tłum. ang.: ISDS—Courts of arbitration within the TTIP treaty, https://antinational.org/en/isds/). Choć broszura ta zajmuje się umową TTIP, której Trump już nie chce, to wyjaśnia ona dobrze pewne kwestie dotyczące państwa, kapitału i wolnego handlu.

Na temat waluty, MFW, polityki oszczędnościowej, dobre są, w kolejności, następujące teksty (nieprzetłumaczone na jęz. pol.):

Na temat wolnego światowego porządku, upadłych państw i złych projektów antyimperialistycznych takich jak Libia Kaddafiego albo polityczny islamizm patrz broszura Nacjonalizm i imperializm: przykład Afryki Północnej (Nationalismus und Imperialismus: Zum Beispiel Nordafrika), dostępna w postaci odrębnych tekstów (nieprzetłumaczone na jęz. pol.):

Przetłumaczono z Was ist Imperialismus?, Gruppen gegen Kapital und Nation, https://gegen-kapital-und-nation.org/was-ist-imperialismus/.

  1. https://web.archive.org/web/20220927192555/https://jp.reuters.com/article/usa-deutschland-idDEKCN1IZ0KD.↩︎

  2. Zob. także Gruppen gegen Kapital und Nation, Skoro już mowa o „nas” — nacjonalizm na przykładzie niepodległości Szkocji, https://komunizm.netlify.app/teksty/skoro-juz-mowa-o-nas-nacjonalizm-na-przykladzie-szkocjiprzyp. tłum.↩︎

  3. Zob. Dyskusja i analiza tekstu „Skończmy krytykować kapitalizm po łebkach!”, https://antinational.org/en/debate-and-analysis-make-foreshortened-critique-capitalism-history/ (nieprzetłumaczone) — przyp. do tłum. ang.↩︎

  4. Aluzja do stanowiska grup takich jak ta związana z niemieckim magazynem „Bahamas” — przyp. do tłum. ang.↩︎

  5. „Stany Zjednoczone świadome były strategicznego położenia Iranu w sercu »strefy burz« na złożach ropy Zatoki Perskiej oraz jego użyteczności jako wał obronny przeciw rosyjskiej ekspansji w Azji. Dlatego zamach stanu z sierpnia roku 1953, który położył kres bezsilnemu reformizmowi Mosaddegha i przywrócił do władzy szacha, wyznaczył nowe przyspieszenie integracji Iranu ze światowym rynkiem, podczas gdy traktat ze Stanami Zjednoczonymi zawarty w roku 1956 zainicjował nową fazę militaryzacji. Tego samego roku utworzono SAWAK, zapewniając scentralizowany aparat policyjny, który we współpracy z Amerykanami kontrolował cały kraj” — Iran. Dziedzictwo szacha: narzucona z góry transformacja kapitalityczna, „Communist Program”, nr 5, 1979, http://www.sinistra.net/lib/upt/compro/lipu/lipuhcacae.html (nieprzetłumaczone) — przyp. tłum.↩︎

  6. Zob. Przyczynek do krytyki ideologii i praktyki Czerwonych Khmerów, https://gegen-kapital-und-nation.org/zur-kritik-der-ideologie-und-praxis-der-roten-khmer/ (nieprzetłumaczone na jęz. pol.; dostępne w tłum. ang.: “If we have rice, we can have everything”—a critique of Khmer Rouge ideology and practice, https://antinational.org/en/if-we-have-rice-we-can-have-everything/).↩︎