Słowniczek ćwieków rewizjonistycznych:

Aktywizm

„Battaglia Comunista”, 1952

Nie można go uznać za „ćwiek w głowie”, to znaczy idée fixe, bzdurną obsesję, ponieważ nie jest wcale koncepcją doktrynalną, stanowiskiem teoretycznym opartym mimo wszystko na określonym postrzeganiu społecznej rzeczywistości. Aktywizm zakłada bowiem nieobecność pracy teoretycznej i najwyższą dla niej pogardę: wystarczy garstka formułek taktycznych i doświadczenie w politycznym manewrowaniu, agnostyczny empiryzm, mizerna praktyka organizacyjna i terminologiczny żargon. Nie jest zatem „ćwiekiem”, ale pożywką dla wszelkich „ćwieków” i fiksacji okresowo dręczących ruch robotniczy. Epidemiczne fale aktywizmu nie pojawiają się jednak przypadkowo. Można powiedzieć, że teoria marksistowska ukształtowała się w ciągłej, nieustannej walce krytycznej z aktywistycznymi zauroczeniami, które są namacalnymi przejawami idealistycznego sposobu myślenia. Okresy, w których zjawisko to osiągało zenit, były wszystkie bez wyjątku naznaczone triumfem kontrrewolucji. Jako świadectwo weźmy fragment z Engelsa zaczerpnięty z artykułu Program blankistowskich uchodźców Komuny opublikowanego w „Volkstaat”, rok 1874, który mówi tak:

Po każdej nieudanej rewolucji, czy też każdej kontrrewolucji, rozwija się pośród uchodźców za granicą gorączkowa działalność. Grupują się w partie najróżniejszych odcieni, obwiniają wzajemnie o ściągnięcie wozu w błoto, oskarżają jedni drugich o zdradę i wszystkie możliwe grzechy moralne. Pozostają przy tym w ścisłym kontakcie z ojczyzną, organizują się, konspirują, drukują ulotki i gazety, zapierając się, że lada dzień wszystko zacznie się na nowo, że zwycięstwo jest pewne. W międzyczasie rozdzielają już pomiędzy siebie stanowiska rządowe. Naturalnie, przychodzi rozczarowanie za rozczarowaniem, a jako że nie przypisują tych rozczarowań nieuchronnym okolicznościom historycznym, których pojąć nie zamierzają, ale nieprzewidywalnym błędom jednostek, toteż nawarstwiają się wzajemne oskarżenia i wszystko kończy się na powszechnej awanturze.

Podstawcie za okoliczności okresu po Komunie Paryskiej, to znaczy po ogromnej i druzgocącej klęsce ruchu rewolucyjnego, analogiczne okoliczności dowolnego okresu odpływu fali ruchu rewolucyjnego i kompletnego zwycięstwa kapitalistycznej reakcji; podstawcie za uchowanych za granicą blankistowskich uchodźców Komuny dowolną grupę narwańców uparcie zdeterminowanych, by nie akceptować „nieuchronnych okoliczności historycznych”, o których mówi Engels, a przekonacie się, że realistyczny opis aktywizmu roku 1874 idealnie pasuje, powiedzmy, do roku 1926 albo 1952.

Rok 1926 naznaczony był triumfem aktywizmu frontu jednolitego, fuzjonizmu, międzyklasowych bloków antyfaszystowskich, przeciwko „dogmatycznemu sekciarstwu i immobilizmowi” Włoskiej Lewicy. Jednym słowem, z „uchodźcami” upadłej rewolucji w Niemczech, niedoszłej ofensywy klasowej przeciw mussolińskiemu faszyzmowi, rewolucyjnej klęski na Węgrzech itd., stało się to samo, co z „uchodźcami blankistowskimi” Komuny roku 1871. Nie chcieli pojąć, że w sytuacji gdy „nieuchronne okoliczności historyczne” burżuazyjnego ożywienia i rewolucyjnej klęski na światową skalę odsuwały wybuch kolejnego konfliktu klasowego, nie można go było pospieszyć nowymi, improwizowanymi piruetami taktycznymi, wyraźnie sprzecznymi z istniejącymi zasadami. Grzmiano wówczas, w zestalinizowanej III Międzynarodówce, że Lewica Komunistyczna pod przykrywką niezachwianej lojalności wobec zasad przemyca teoretyzację immobilizmu, politycznej bezczynności, politycznej paleontologii.

Posłuchajcie, co powiedział prelegent Bucharin w trakcie dyskusji nad 1. punktem porządku dziennego Rozszerzonego Plenum Egzekutywy Międzynarodówki Komunistycznej (25 lutego 1926):

Są dwie zasadniczo różne metody walki dla rewolucji. Pierwsza to metoda marksistowska: polega ona [uwaga, uwaga] na dostosowaniu naszej walki o rewolucję do namacalnej rzeczywistości, na przyjmowaniu rzeczywistości taką, jaka jest, nawet gdy jest niekorzystna. Druga to metoda Bordigi, który całkowicie abstrahuje od sytuacji i zadowala się stwierdzeniami, że jesteśmy rewolucjonistami i że musimy walczyć o rewolucję. Co do marksistowskiej analizy obiektywnej sytuacji i wynikającej z niej taktyki, jest ona u Bordigi całkiem nieobecna. Nie przez przypadek nie usłyszeliśmy w jego długim wystąpieniu ani słowa o konkretnych wskaźnikach obecnej sytuacji. Jego to nie w ogóle obchodzi, bo postrzega on wszystko z ogólnego i abstrakcyjnie rewolucyjnego punktu widzenia. Jemu wystarczy odmienić przez przypadki czasownik „robić rewolucję”. Nie muszę mówić, że taka metoda prowadzi do wulgaryzacji naszej taktyki, co nie ma nic wspólnego z marksizmem.

Potrzeba komentarza? Każdy z nas wie, że nie przez przypadek taktyka głoszona przez aktywistę Bucharina, wówczas sojusznika Stalina, musiała poprowadzić tam, gdzie poprowadziła, czyli najpierw do paktu rosyjsko-niemieckiego, potem do konferencji w Jałcie i Poczdamie, do Komitetów Wyzwolenia Narodowego, do Paktu Trzech, do Konferencji Gospodarczej w Moskwie — wydarzeń, których zagorzały przeciwnik Włoskiej Lewicy nie mógł być świadkiem, bo został wcześniej miłosiernie rozstrzelany przez aktywistów Stalina. Możliwe, że taktyka „dostosowana do namacalnej rzeczywistości” musiała doprowadzić do tego, że III Międzynarodówka skończyła się na „powszechnej awanturze”, jak to określił Engels w odniesieniu do Bucharinów roku 1874. Ale w zamian otrzymano kompletne zwycięstwo aktywizmu, który dziś szaleje w kampaniach na rzecz pokoju i obrony burżuazyjnej konstytucji!

Zajmijmy się teraz rokiem 1952. Co robią „uchodźcy” z III Międzynarodówki? Widzieliśmy już „namacalne” rewolucyjne dzieło Obrońców Pokoju1 z ich wielobarwną trzodą wyborczą. Ale oni nie wyczerpują aktywistycznego obozu, który triumfalnie wyłonił się z walki przeciw „dogmatycznemu immobilizmowi” komunistycznej Lewicy. Mamy wymienić jedna po drugiej różne wchodzące w jego skład grupki? Podamy jedną, żeby było wiadomo, o czym mowa: Socialisme ou Barbarie, przedstawiciel wielce żywotnego, energicznego, dynamicznego, nowoczesnego aktywizmu francuskiego. Ale oczywiście nawiązujemy tu tak samo do wszystkich innych podobnych ruchów we Francji i poza nią, którym niniejszy słowniczek jest poświęcony.

Jesteśmy wiecznie oskarżani o „abstrahowanie od sytuacji”, jak to ujął Bucharin. Cóż, popatrzmy przez chwilę na tęże sławetną sytuację. Oto jak się przedstawia świat burżuazyjny, rok obecny: klasie panującej udało się, manipulując dźwigniami oportunizmu, zetrzeć ruch rewolucyjny w proch, w przeklętej wojnie, która była koniecznym zwieńczeniem procesu kontrrewolucyjnej inwolucji partii robotniczych. Maszyna państwowa o niesłychanych proporcjach i zdolnościach represji trzyma masy przykute łańcuchem do wyzysku, mocniej niż przykuwa się ciało torturowanego do koła. Chaotyczna dezorientacja i cierpienie mas są tak ogromne, że z klasy robotniczej zrobiono krwawiący kikut, który bezwiednie się macha: jej mózg jest zaciemniony i odurzony, czucie otumanione, oczy nie widzą, ręce wykręcają jedna drugą. W miejsce walki klasowej mamy makabryczną męczarnię walki wewnętrznej, typową dla rozbitków na tratwie, na łasce fal. W fabrykach — i nie jest to historyczna nowość — rządzi szpiegostwo, donosicielstwo, wrogość, małostkowa i łajdacka zemsta, najbardziej bezmózgi i bestialski oportunizm, tyranizowanie, gnębienie, ale u mas, uciskanych w konsekwencji 30 lat wielkich klęsk, brak nawet sił, by odczuwać prawdziwy wstręt, bo wyrażają się w miazmatycznych wyziewach socjalizmu zakładowego, korporacjonizmu oraz, na płaszczyźnie politycznej, pojednania społecznego i tchórzliwego pacyfizmu.

W tych warunkach tragicznego spustoszenia sił klasowych, jaki jest proletariusz świadomy, na poważnie rewolucyjny, czyli niedyletancki, nieteatralny, nieogłupiony fantazyjnym pragnieniem natychmiastowego i osobistego sukcesu? Otóż rozumie on przede wszystkim — mimo iż gotuje się od tłumionej niecierpliwości spowodowanej powolnym, obojętnym postępem historii — że zadaniem partii rewolucyjnej, w dzisiejszych warunkach, jest uzyskanie jasnej świadomości panującej wokoło kontrrewolucji oraz obiektywnych przyczyn stagnacji społecznej, ocalenie teoretycznego i krytycznego dziedzictwa pobitej klasy przed oportunistycznym zwątpieniem, praca na rzecz szerszenia koncepcji rewolucyjnych oraz prowadzenie rozsądnej działalności prozelityzacyjnej. Bardziej niż cokolwiek innego, rewolucjonista, który nie jest błaznem, realistycznie postrzega stosunek sił między klasami i obawia się, równie bardzo co utraty wzroku, rozproszenia sił partii — minimalnych, zredukowanych do samej nici organizacyjnej — w przedsięwzięciach naznaczonych efekciarskim i czczym aktywizmem, skazanych na deprymującą porażkę albo oportunistyczne rozmiękczenie.

Co zamiast tego robią fanatycy pseudorewolucyjnego aktywizmu? Tartarin de Tarascon twierdził, iż wyhodował w doniczce na pelargonie baobab, czyli największe drzewo Afryki. Nasi Tartarinowie, żądni namacalnych sukcesów, twierdzą, iż hodują ruch rewolucyjny w nocniku nieudolnie tuszowanego personalizmu, który zadowala się paroma starymi formułkami taktycznymi wbitymi do głowy przez 40 lat próżnego bojowniczenia, który egzystencjalnie obchodzi się bez żadnego godnego uwagi szkieletu teoretycznego, który ma głód wyżycia się w przelotnym wirze inicjatyw skazanych na nic (rewolucyjnego) i na ośmieszenie. Wszelkie cząstki rozumu, jakie mają, wzięli z tekstów, tez i programów, do których sami nigdy niczego nie wnieśli, pomimo nadętej krytyki; ich aktywizm jest w rzeczywistości… aktywizmem innych, bo sami wyróżniają się nadzwyczajnym umysłowym i organizacyjnym lenistwem; występuje u nich arystokratyczny lęk przed pokorną, prowadzoną w cieniu pracą cierpliwej rekonstrukcji nici organizacyjnej rozdartej przez klasowego wroga; marzą jak mali chłopcy, by zbudować z dnia na dzień partię rewolucyjną silną na dziesiątki posłów i senatorów, obdarzoną istotnymi wpływami w związkach zawodowych i zastępem członków, a jeśli do tego nie dochodzi w ciągu dwóch czy trzech lat, skaczą do gardeł przywódcom ruchu, obwiniając ich o utrzymywanie „błędnej linii taktycznej” i klecąc obleśne personalne polemiki na temat różnorakich „nieprzewidzianych błędów” kierownictwa, znanych już staremu Engelsowi; obwieszczają głośno, że partia, która nie wykształciła jeszcze nóg i rąk, zacznie za sprawą magicznego zaklęcia przeć do przodu jak dywizja pancerna, gdy tylko wyśle się na podbój organizacji fabrycznych nasze grupy zakładowe, których liczebność da się określić, na prawdę, bez elektronicznego kalkulatora; twierdzą, robiąc z siebie błaznów, że bloki imperialistyczne mają identyczną wagę, formę i barwę, jak kręgle z jednego zestawu, i na takiej bzdurze kończą swą jakżeż wychwalaną „analizę sytuacji”, do której ich zdaniem inni nie są zdolni; koniec końców ulegają miękkiej pokusie, jaką w starych pośladkach rozbudzają fotele parlamentu albo rady miejskiej…

Wszystkie aktywistyczne psalmy kończą się glorią wyborczą. W roku 1917 widzieliśmy, jak obrzydliwie skończyli superaktywiści socjaldemokracji: w dziesięcioleciach działalności zużytej w całości na zdobywanie mandatów parlamentarnych, dźwigni związkowych, wpływów politycznych, dawali spektakl niepowstrzymanego aktywizmu. Kiedy jednak wybiła godzina zbrojnego powstania przeciwko kapitalizmowi, okazało się, że zdolna była do niego tylko partia, która najmniej ze wszystkich „pracowała pośród szerokich mas” w trakcie lat przygotowań i która najbardziej ze wszystkich pracowała nad precyzowaniem teorii marksistowskiej. Ten, kto miał solidne przygotowanie teoretyczne, maszerował wtedy przeciwko wrogowi klasowemu, a ten, kto miał „chwalebne” dziedzictwo walki, haniebnie się spłoszył i przeszedł na stronę wroga.

Oj tak, my ich znamy, tych maniaków aktywizmu. Przy nich jarmarczni kanciarze wypadają jak dżentelmeni. Dlatego twierdzimy, że jest tylko jeden sposób, aby uchronić się od ich zarazy: klasyczny kop w tyłek.

Na to warto nalegać. Podobnie jak niektóre infekcje krwi wywołujące szereg chorób, nie wyłączając takich, które leczy się w psychiatryku, aktywizm jest chorobą ruchu robotniczego wymagającą stałego leczenia.

Zawsze twierdzi, że dokładnie zna okoliczności walki politycznej, że jest gotowy podołać sytuacji. Nie potrafi jednak dokonać realistycznej oceny stosunku sił, skrajnie wyolbrzymiając potencjał subiektywnych czynników walki klasowej. Jest zatem naturalne, iż osoby dotknięte aktywizmem reagują na krytykę, oskarżając swoich przeciwników o niedocenianie subiektywnych czynników walki klasowej i o sprowadzanie determinizmu historycznego do automatycznego mechanizmu, co stanowi poza tym również zwyczajowy argument burżuazyjnej krytyki marksizmu.

Dlatego też w punkcie 2. części IV Podstawy organizacyjnej powiedzieliśmy:

Właściwe znaczenie determinizmu historycznego mówi, że podczas gdy rozwój kapitalistycznego sposobu produkcji w pojedynczych krajach, a także jego szerzenie się na całą ziemię, postępuje bez przestojów, albo prawie, w aspekcie technicznym, gospodarczym i społecznym, to przeciwnie, koleje losu ścierających się sił klasowych związane są z przebiegiem ogólnej walki historycznej, z wygranymi i przegranymi bitwami oraz z błędami w strategii.2

Innymi słowy, utrzymujemy, że faza odbudowy rewolucyjnego ruchu robotniczego nie pokrywa się wyłącznie z impulsami wynikającymi ze sprzeczności gospodarczego i społecznego, materialnego rozwoju społeczeństwa burżuazyjnego, które może przechodzić okresy najcięższych kryzysów, gwałtownych spięć, politycznych upadków, bez jednoczesnej radykalizacji ruchu robotniczego na skrajne, rewolucyjne pozycje. To znaczy, nie ma automatyzmu w zakresie stosunków pomiędzy gospodarką kapitalistyczną a rewolucyjną partią proletariacką.

Może się zdarzyć, jak to ma miejsce obecnie, że burżuazyjny świat gospodarczy i społeczny jest targany potężnymi wstrząsami, powodującymi gwałtowne zgrzyty, przy czym partii rewolucyjnej nie otwiera to możliwości do rozszerzenia swojej działalności, masom rzuconym w wir najokropniejszego wyzysku i bratobójczej rzezi nie udaje się zdemaskować oportunistycznych agentów trzymających ich dolę uzależnioną od biegu imperialistycznych sporów, kontrrewolucja nie poluźnia swego żelaznego uścisku na zdominowanej klasie, na masach bez żadnej własności.

Mówienie: „mamy sytuację obiektywnie rewolucyjną, ale niedostateczny jest element subiektywny walki klasowej, partia rewolucyjna” jest w każdym momencie procesu historycznego brednią, skrajnym nonsensem, ewidentną niedorzecznością. Prawda jest, wręcz przeciwnie, taka, że w każdym momencie, nawet najbardziej groźnym dla burżuazyjnego panowania, nawet kiedy wszystko zdaje się zapadać i walić (aparat państwowy, hierarchia społeczna, burżuazyjny układ polityczny, związki zawodowe, maszyna propagandowa), sytuacja nigdy nie będzie rewolucyjna, ale pod każdym względem kontrrewolucyjna, gdy partia rewolucyjna będzie wybrakowana, słabo rozwinięta, chwiejna teoretycznie.

Sytuacja głębokiego kryzysu w społeczeństwie burżuazyjnym jest podatna, by doprowadzić do powstania ruchu rewolucyjnego przewrotu, „wtedy dopiero, kiedy »doły« nie chcą starego i kiedy »góry« nie mogą po staremu3, to znaczy, kiedy klasa rządząca nie jest już w stanie utrzymywać w działaniu własnego mechanizmu represji i ucisku, a większość robotników „zrozumiała w zupełności konieczność przewrotu”. Ale ta świadomość robotników może wyrazić się tylko w partii klasowej, która ostatecznie jest czynnikiem decydującym o przekształceniu kryzysu burżuazyjnego w rewolucyjną katastrofę całego społeczeństwa. W celu wyjścia społeczeństwa z marazmu, w którym się pogrążyło — i którego klasa rządząca nie jest w stanie uleczyć, ponieważ nie jest w stanie odkrywać nowych form nadających się do wyzwolenia sił wytwórczych i do skierowania ich na nowe kierunki rozwoju — konieczne jest zatem istnienie organu zbiorowej myśli i działania rewolucyjnego, który prowadzi i oświeca wywrotową wolę mas. „Niechęć starego” mas, chęć walki, impuls do działania przeciw klasowemu wrogowi, zakładają w ramach proletariackiej awangardy powołanej do pełnienia funkcji przewodnika rewolucyjnych mas krystalizację niezłomnej teorii rewolucyjnej. W partii świadomość poprzedza działanie, przeciwnie do tego, jak to jest u mas i jednostek.

Ale jeśli mówimy te rzeczy nienowe, niezaktualizowane, to czy nie dlatego, że chcemy zmienić partię rewolucyjną w kółko uczonych, teoretycznych obserwatorów społecznej rzeczywistości? W żadnym razie. W części IV punkt 7. Podstawy organizacyjnej z roku 1952 czytamy:

Partia, choć nieliczna i słabo powiązana z proletariackimi masami, choć zawsze niezwykle przywiązana do zadań teoretycznych jako zadań pierwszorzędnych, absolutnie odmawia bycia uznawaną za towarzystwo myślicieli i zwyczajnych uczonych w poszukiwaniu nowych prawd, którzy zgubili prawdę wczorajszą, uznając ją za niedostateczną.4

Jaśniej się nie da!

Przekształcenie kryzysu burżuazyjnego w wojnę klasową i rewolucję wymaga obiektywnego załamania społecznych i politycznych ram kapitalizmu, a nie może być o nim nawet potencjalnie mowy, gdy większość robotników nie jest zdobyta przez, lub przynajmniej nie jest pod wpływem rewolucyjnej teorii ucieleśnionej w partii. Teorii tej nie da się zaimprowizować, stojąc na barykadach. Może więc wykuwa się ona za zamkniętymi drzwiami, przy biurkach oderwanych od mas myślicieli? Na to durne oskarżenie wysuwane przez aktywistycznych narwańców świetną odpowiedzią jest to, że niestrudzona, wytrwała praca obrony doktrynalnego i krytycznego dziedzictwa ruchu, codzienny trud uodparniania ruchu na trucizny rewizjonizmu, systematyczne wyjaśnianie w świetle marksizmu najnowszych form organizacji produkcji kapitalistycznej, demaskowanie oportunistycznych prób przedstawiania tychże „innowacji” jako środków antykapitalistycznych itd. — wszystko to jest walką, walką z wrogiem klasy, walką o edukację rewolucyjnej awangardy oraz, jeśli ktoś chce to tak nazwać, walką aktywną, ale nie aktywistyczną.

Naprawdę wierzycie, że podczas gdy cała ogromna burżuazyjna maszyna propagandowa pracuje od świtu do zmierzchu nie tyle — teraz uwaga — w celu dyskredytacji tezy rewolucyjnej, co aby pokazać, że żądania socjalistyczne da się spełnić, idąc przeciw Marksowi i przeciw Leninowi, i gdy nie tylko partie polityczne, ale i rządy przyrzekają, że rządzą, to znaczy uciskają masy, w imię komunizmu — naprawdę wierzycie, że w takiej sytuacji ciężka, wyczerpująca praca nad krytycznym przywróceniem marksistowskiej teorii rewolucyjnej jest tylko pracą teoretyczną? Któż ośmieliłby się powiedzieć, że nie jest to również praca polityczna, aktywna walka z klasowym wrogiem? Może tak sądzić tylko ten, kto jest opętany przez demona działania aktywistycznego. Ruch, choćby ubogi w siły, który pracuje w prasie, na zebraniach, w dyskusjach w zakładach, aby uwolnić rewolucyjną teorię od niesłychanych fałszerstw, od zanieczyszczeń oportunistycznych, wykonuje w ten sposób pracę rewolucyjną, pracuje dla proletariackiej rewolucji.

Nie można absolutnie powiedzieć, że postrzegamy zadanie partii jako „walkę idei”. Totalitaryzm, kapitalizm państwowy, porażka rewolucji socjalistycznej w Rosji to nie „idee”, którym przeciwstawialibyśmy swoje: to prawdziwe zjawiska historyczne, które rozbiły ruch proletariacki, zaprowadzając go na pole minowe antyfaszystowskiej albo profaszystowskiej partyzantki, zjednoczenia narodowego, pacyfizmu itp. Ci, którzy, choć w ograniczonej liczbie i z dala od wrzawy „wielkiej polityki”, dokonują dzieła marksistowskiej interpretacji tych realnych zjawisk i potwierdzania marksistowskich prognoz (a nie wygląda na to, by poważne omówienie tych kwestii istniało gdziekolwiek poza podstawowymi prezentacjami naszego „Prometeo”, w szczególności pracą Własność i kapitał5), pomimo tych okoliczności z całą pewnością wykonują pracę rewolucyjną, ponieważ wytyczają już teraz ścieżkę i punkt docelowy rewolucji proletariackiej.

Do wznowienia ruchu rewolucyjnego nie potrzeba kryzysu systemu kapitalistycznego jako potencjalnej ewentualności: kryzys kapitalistycznego sposobu produkcji już jest faktem; burżuazja doświadczyła wszystkich możliwych faz swojej ścieżki historycznej, kapitalizm państwowy i imperializm stanowią skrajną granicę jego ewolucji, a fundamentalne sprzeczności systemu pozostają i się nasilają. Kryzys kapitalizmu nie przekształca się w rewolucyjny kryzys społeczny, w rewolucyjną wojnę klasową, kontrrewolucja nadal triumfuje, nawet gdy kapitalistyczny chaos narasta, ponieważ ruch robotniczy jest nadal przygnieciony ciężarem klęsk poniesionych w ciągu 30 lat, spowodowanych błędami strategicznymi popełnionymi przez partie komunistyczne III Międzynarodówki, błędami, które z konieczności doprowadziły proletariat do uznania broni kontrrewolucyjnej za swoją własną. Wznowienie ruchu rewolucyjnego wciąż nie następuje, ponieważ burżuazja, dokonując śmiałych reform w organizacji produkcji oraz państwa (kapitalizm państwowy, totalitaryzm itd.) zmiażdżyła, siejąc wątpliwość i zamęt, nie teoretyczne i krytyczne podstawy marksizmu, które pozostają nienaruszone i nienaruszalne, ale zdolność proletariackiej awangardy do ich właściwego zastosowania w interpretacji obecnego burżuazyjnego okresu.

Czy w takich warunkach teoretycznego zbłąkania praca przywracania marksizmu przeciwko oportunistycznym deformacjom jest zwyczajną pracą intelektualną? Nie, jest to aktywna, istotna, konsekwentna walka z wrogiem klasowym.

Megalomański aktywizm myśli, że obraca kołem historii zamaszystymi krokami walca w takt wyborczej symfonii. Jest dziecięcą chorobą w komunizmie, ale cudownie fermentuje również w politycznych domach starości, w których wegetują… emeryci ruchu robotniczego. Niech spoczywają w pokoju.

Przetłumaczono z Dizionarietto dei chiodi revisionistici: Attivismo, „Battaglia Comunista”, nr 6–7, 1952, wersja cyfrowa zamieszczona na quinterna.org.

  1. Ruch Obrońców Pokoju — międzynarodowa organizacja zapoczątkowana w roku 1948, służąca na początku jako organ polityki zagranicznej ZSRR na Zachodzie, walcząca o międzynarodowy pokój i rozbrojenie — przyp. tłum.↩︎

  2. Charakterystyczne tezy partii (Tesi caratteristiche del partito), „Il Programma Comunista”, nr 16, 1962, https://www.quinterna.org/archivio/1945_1951/tesi_caratteristiche.htm (nieprzetłumaczone). Wcześniej opublikowane częściowo jako: Podstawa organizacyjna (Base per l’organizzazione), „Battaglia Comunista”, nr 5, 1952 — przyp. tłum.↩︎

  3. Włodzimierz Lenin, Dziecięca choroba „lewicowości” w komunizmie, rozdz. IX, https://www.marxists.org/polski/lenin/1920/04/lewicowosc/.↩︎

  4. Charakterystyczne tezy…, dz. cyt.↩︎

  5. Własność i kapitał (Proprietà e Capitale), „Prometeo”, 1948–1952, https://www.quinterna.org/pubblicazioni/storici/proprietacapitale.htm. Na jęz. polski do tej pory (styczeń 2021) przetłumaczony został jedynie rozdz. XIV: Kapitalizm państwowy, https://komunizm.netlify.app/teksty/wlasnosc-i-kapital-kapitalizm-panstwowyprzyp. tłum.↩︎