Państwo: twój przyjaciel?

Peter Decker, 2007

Każda wolna aktywność jest kwestią pozwolenia. Konflikty toczone przez ludzi, interesy przez nich realizowane uzależnione są od upoważnienia ze strony władzy. To, czy maszyniści strajkują, krytycy grupy G8 demonstrują, przedsiębiorcy zwalniają część swojej załogi bądź tną płace, a nawet czy palacze palą — wszystko jest kwestią prawa. Nie ważne, czy ktoś szkodzi innym — ważne, czy ma do tego prawo. Działania zgodne ze statutami władzy państwowej, a więc zgodne z prawem, cieszą się obroną ze strony publicznego aparatu władzy przeciw innym obywatelom, których interesy naruszają. Natomiast działania, które nie są podparte prawnym upoważnieniem, traktowane są — niezależnie od tego, czy naruszają kogokolwiek lub cokolwiek innego niż samo prawo — jako atak na autorytet państwa i są siłą przerywane, tłumione, karane. Cała ludzka koegzystencja określona jest — do czego człowiek tak się przyzwyczaił, że już tego nawet nie zauważa — przez nakazy politycznej władzy i regulowana siłą. Dlaczego tak jest i w jakim celu tak być musi, nie da się w krótkich tezach wyjaśnić, ale może uda się naszkicować.

1

Nowoczesne państwo jest polityczną siłą społeczeństwa kapitalistycznego. Nie reaguje na kapitalizm, który spadł z nieba, nie zmaga się z regulacją anarchistycznych stosunków rynkowych, z którymi nie może nic zrobić, ale przede wszystkim narzuca wewnątrz swojej sfery władzy kapitalistyczną formę gospodarczą. Odbywa się to poprzez uchwalenie paru podstawowych praw. Dzięki prawu do „swobodnego rozwoju osobistego” oraz materialnej treści tej swobody, czyli „ochronie prywatnej własności”, a także „równości wszystkich obywateli wobec prawa”, stworzony zostaje świat egocentrycznych prywatnych właścicieli, z których każdy szuka własnego dobra kosztem innych i realizuje je poprzez szantażujące wykorzystanie faktu, że inni uzależnieni są od tego, co należy wyłącznie do niego: konkurencyjny konflikt zostaje politycznie ustanowiony powszechną formą współżycia obywateli. Od tej wojny wszystkich przeciw wszystkim porządek prawny uzależnia życie społeczeństwa oraz każdego z osobna, zmuszając wszystkich, by się jej poddali.

2

Nie pozostawiając wcale zarządzonej konkurencji kwestią abstrakcyjnych ram regulacyjnych, władza państwa stale w nią ingeruje. Z użyciem coraz to nowych praw reguluje działania obywateli w najdrobniejszych szczegółach, aby rujnujących i autodestrukcyjnych konsekwencji wzajemnego wyzysku i krzywdy — nie uniknąć, lecz uczynić je funkcjonalnymi dla szerszego dobra oraz, ostatecznie, dla samej siebie. Nadaje upoważnienie do wzajemnego naruszania prywatnych interesów i określa mu granice, tworząc i kształtując tym samym osobowości społeczne, które następnie bierze pod ochronę swego prawa. W ten sposób, obok i długo po klasach posiadających, klasa pracowników najemnych dostaje publiczne potwierdzenie, że oni również są prywatnymi właścicielami, których mienie zasługuje na publiczną ochronę — nawet jeśli nie posiadają niczego poza samymi sobą. Przyznaje im się prawa pracownicze, które potwierdzają, że również ich służba dla narodowej gospodarki uzależniona jest od określonych warunków bytowych, które trzeba im w miarę możliwości zagwarantować.

3

Oczywiście państwo kapitalistyczne nie ogranicza się do roli neutralnego patrona tworzonych przez siebie klas społecznych i obrońcy nadanych im przez siebie praw. Jest ono zwolennikiem powodzenia produkcji kapitalistycznego bogactwa, od której uzależniło całe warunki życia w kraju, łącznie ze swoją własną podstawą finansową (wpływy podatkowe). Dlatego państwu zależy na wzroście kapitału i na sukcesie narodowej lokalizacji biznesowej w światowej konkurencji gospodarczej. W swojej polityce gospodarczej troszczy się o oba te elementy, dostosowując całe społeczeństwo pod względem warunków inwestycyjnych (infrastruktura, edukacja, działalność badawcza, tanie systemy socjalne itd.) i oddając je na usługi wzrostu kapitału. W tym sensie jest ono „idealnym kapitalistą zbiorowym”.

4

Decyzje państwowe podejmowane są w formie przepisów prawnych. Prawo jest środkiem dowodzenia władzy, działającym również pod nieobecność demokracji. Natomiast w demokracjach uprawia się też politykę, gdzie wybrani przedstawiciele spierają się o ustawy, czyli o to, jakimi obowiązkowymi zarządzeniami obywatele różnych klas najlepiej ukierunkowani zostaną na promowanie kapitalistycznego narodowego sukcesu. Władza państwowa dopuszcza taki spór tylko wtedy, gdy wszystkie klasy uznają swoją zależność od wzrostu kapitału za warunek wstępny dla prywatnych interesów, i tym samym pierwszeństwo tego warunku nad ich własnymi interesami. W przeciwnym razie państwo kapitalistyczne funkcjonuje jako dyktatura. W tak zdefiniowane dobro wspólne każda z uprawnionych z zasady grup stara się zatem wcisnąć swoje specyficzne inicjatywy, przedstawiając je jako pożyteczne i niezbędne dla ogółu — logicznie rzecz biorąc, z bardzo różnym powodzeniem: przedsiębiorcy mogą słusznie wskazać, że od ich sukcesu zależy w kraju wszystko, i co za tym idzie, dobro wspólne w zasadzie pokrywa się z ich interesem prywatnym. Robotnicy z kolei muszą zawsze przeszkadzać i dobru wspólnemu szkodzić, jeśli chcą przypomnieć, że również ich zdolność i gotowość do służby ma określone warunki i cenę. Kiedy wolni, oddani jedynie szerszemu dobru przedstawiciele oceniają różne inicjatywy i w rezultacie decydują się na dokładnie taki stopień ochrony pracy, matek czy środowiska naturalnego, jakiego potrzebuje narodowy kapitalizm, żeby mógł trwać oraz na jaki może sobie pozwolić bez szkody dla wzrostu i konkurencyjności, wtedy problemy mniej ważnej części narodu znalazły systemowo przypadające im miejsce.

5

„Walka o prawa” jest przewidzianym w demokracji sposobem radzenia sobie z niezaspokojonymi bądź naruszonymi interesami. Ruchy oddolne, związki zawodowe, partie przedkładają — prosząc, żądając bądź lobbując — swoje inicjatywy prawodawcy, wielkiemu gwarantowi, i wnioskują, by podniósł je do rangi prawa, to znaczy by użyczył w końcu ich inicjatywom siły państwa przeciw interesom innych konkurujących obywateli.

Kto domaga się od państwa praw, ten uznaje je w zasadzie za swojego obrońcę; być może niedbałego, który dał posłuch niewłaściwym doradcom i niewłaściwemu lobby, ale mimo to uznaje państwo za siłę powołaną do czynienia dobra tym, którzy pod jego reżimem w jakiś dziwny sposób zawsze pozostają słabi. Kto domaga się praw ochronnych, ten — po drugie — nie ma nic przeciwko wojnie konkurencji, zainicjowanej przez prawo i dającej rezultaty, przeciw którym potrzeba wprowadzać kolejne prawa. Nie sprzeciwia się nawet samym tym rezultatom konkurencji — bogatym, biednym i całkiem ubogim — ten, kto żąda na przykład prawa do pracy, dochodu podstawowego, płacy minimalnej. Taka osoba domaga się jedynie, by zubożenie miało swoje granice i zagwarantowane było powszechne egzystencjalne minimum.

Po trzecie, kto domaga się praw, ten wierzy, że jego postulaty wpisują się w ogólny program państwa i że mogą znaleźć w nim dla siebie miejsce. I tak może rzeczywiście być. Ten, kto nie chce nic więcej, a jedynie dopełnić istniejący program państwa o pozycje, które są w długofalowym tego państwa interesie oraz w interesie powodzenia jego porządku, ma rację, zwracając uwagę prawodawcy na zaniedbania i ostrzegając go, że zemści się to na nim, jeśli nie pochyli się nad tym czy nad tamtym. Rzuca to w istocie światło na priorytety idealnego zbiorowego kapitalisty, skoro nawet wzgląd na naturalne i społeczne warunki istnienia jego własnego systemu wyzysku musi być u niego wywalczony dopiero poprzez strajki i demonstracje. Żądania ruchu ekologicznego i ruchu robotniczego (ośmiogodzinny dzień pracy, ubezpieczenie na wypadek bezrobocia, zasiłek chorobowy, rezygnacja z energii jądrowej itp.) stały się prawem tylko i wyłącznie o tyle, o ile prawodawca uznał je za warunki konieczne długofalowego powodzenia narodowego kapitalizmu.

6

Tymczasem ten, kto ma inne cele, nie powinien zwracać się do państwa, domagając się od niego praw. Kto zabiega nie o minimum socjalne dla ubogich, lecz o eliminację ubóstwa; kto nie dąży do wywalczenia lepszego podejścia do bezrobotnych, a do eliminacji absurdalnej sytuacji, w której ludzie popadają w nędze, bo społeczeństwo nie potrzebuje już ich współpracy; kto nie chce jedynie lepszej pozycji dla ludzkiego „składnika kosztów »praca«”, lecz chce znieść rolę pracy jako składnika kosztów, działającego zawsze na niekorzyść rzeczywistego celu ekonomicznego — ten powinien porzucić iluzję zgodności swoich dążeń z istniejącą racją stanu. Musi on zrozumieć i uzmysłowić innym, że jego sprawa może się urzeczywistnić dopiero wtedy, gdy obalony zostanie obowiązujący program państwa i złamana władza polityczna, która narzuca go swą siłą w społeczeństwie. Nie będzie wtedy chciał dostawać od niej żadnych prawnych gwarancji.

Przetłumaczono z Der Staat – dein Freund? Thesen zu Staat, Recht, Politik, Peter Decker, http://ugkongress.blogsport.de/referenten/staat-recht-und-politik/.