Imperializm lotniskowców

„Il Programma Comunista”, 1957

Imperializm, w swoim ogólnym wymiarze podboju i dominacji nad podmiotami politycznymi i gospodarczymi przez nadrzędne centrum państwowe, nie jest faktem wyłącznym dla kapitalizmu. Istnieje, abstrahując od ich treści społecznej, wiele typów tego samego zjawiska historycznego: imperializm azjatycki, imperializm grecko-rzymski, imperializm feudalny i wreszcie imperializm kapitalistyczny. Rewolucyjnych robotników interesuje przede wszystkim zasadnicza różnica między imperializmem kapitalistycznym a historycznie mu przeciwstawnym imperializmem feudalnym.

Wciąż pomijając inne podstawowe różnice, imperializm feudalny i kapitalistyczny różnią się wyraźnie tym, że jeden pokazywał się w konstrukcjach państwowych o podłożu terytorialnym i ziemskim, a drugi objawił się na scenie historycznej przede wszystkim jako światowa dominacja oparta na hegemonii morskiej, a więc na opanowaniu wielkich szlaków oceanicznych. W czasach feudalizmu funkcję imperialistyczną mogła pełnić władza państwowa mająca wyższość wojskową na lądzie, natomiast w czasach kapitalizmu — sposobu produkcji, który wzniósł na bezprecedensowe wyżyny produkcję towarów i do nieprawdopodobnego stopnia wzmógł zjawiska merkantylizmu, będące nieodłącznym elementem już poprzednich sposobów produkcji — imperializm związany jest z supremacją morską, która dziś stała się supremacją powietrzno-morską.

Kapitalistyczny imperializm to przede wszystkim hegemonia na światowym rynku. Jednak by zdobyć taką dominującą pozycję, nie wystarczy potężna maszyna przemysłowa i zapewniające jej surowce terytorium. Potrzeba ogromnej marynarki handlowej i wojennej, czyli środków kontroli wielkich, międzykontynentalnych szlaków handlowych. Wydarzenia historyczne pokazują, że sukcesja w prymacie imperialistycznym jest w reżimie kapitalistycznego merkantylizmu ściśle związana z sukcesją w prymacie morskim.

Proces upadku Republiki Weneckiej, która zyskała wielką potęgę i świetność w czasach wypraw krzyżowych, rozpoczął się wraz z utratą monopolu na handel między Azją a Europą. Ruch międzykontynentalny odbywał się częściowo drogą morską, czyli Morzem Śródziemnym i Czerwonym, a częściowo lądową. Ze względu bowiem na brak kanału przecinającego Przesmyk Sueski, konieczny był przeładunek towarów sprowadzanych przez statki, które dokowały w portach egipskiego wybrzeża Morza Czerwonego, na wozy i barki zapewniające połączenie z portami śródziemnomorskimi, wśród których przodowała Aleksandria.

Odkrycie Ameryki uczyniło Portugalię i Hiszpanię paniami wielkich imperiów kolonialnych, pierwszych w historii współczesnego imperializmu. Prawdziwi prekursorzy imperializmu typu amerykańskiego, Portugalczycy, nie kłopotali się okupacją rozległych obszarów, nastawiając się szczególnie na przejmowanie newralgicznych punktów przystankowych światowego ruchu. W ramach tak ambitnego planu konieczne było zdobycie panowania na Oceanie Indyjskim — moście łączącym najbardziej zaawansowane kontynenty tamtej epoki, Europę i Azję. I stało się tak, że, wychodząc z Wysp Zielonego Przylądka, podbitych na początku wieku XVI, położyli ręce na Cejlonie i Malakce, by sięgnąć aż do Archipelagu Sundajskiego, a w końcu Chin, gdzie zajęli Makau.

Jednak ciosem śmiertelnym dla weneckiej supremacji była portugalska okupacja wyspy Sokotra oraz Cieśniny Ormuz, usytuowanych odpowiednio przy wejściach do Morza Czerwonego i Zatoki Perskiej. Tym samym przerwane zostały starożytne szlaki wodne i lądowe handlu europejsko-azjatyckiego. Statki, które próbowały przełamać portugalską blokadę, były bezlitośnie zatapiane. Republika Wenecka i sułtan Egiptu, w celu ratowania wspólnych interesów, zawiązali sojusz przeciwko nowym panom Oceanu Indyjskiego, lecz sprzymierzona flota została pokonana w bitwie pod Diu (1509).

Ostatecznym rezultatem zmagań było przekierowanie ruchu międzykontynentalnego na szlaki atlantyckie, dzięki czemu Lizbona stała się centrum światowego handlu, a zarazem stolicą największej siły imperialnej tamtych czasów, podczas gdy Aleksandria doznała rychłego upadku. Republice Weneckiej udało się pomimo ogromnego ciosu przetrwać jeszcze przez długi czas, ale jej imperialistyczny prymat został bezpowrotnie utracony.

Dalsza historia nie przebiegała w inny sposób. Pokazała, że burżuazyjny imperializm jest imperializmem morskim, ponieważ jego sferą jest rynek światowy. Kto dominuje na polu marynarki wojennej, może dominować na polu światowego handlu, będącym prawdziwą podstawą kapitalistycznego imperializmu. Dwie wojny światowe dowodzą, że imperializm armii lądowych nieuchronnie ustępuje pola imperializmowi morskiemu. Dwukrotnie potęgi lądowe rozmiarów państw centralnych i państw osi nazistowsko-faszystowskiej zmierzyły się z górującymi na morzu i w powietrzu potęgami anglosaskimi i dwukrotnie wyszły z konfliktu całkiem pokonane.

Druga wojna światowa przedstawiła pewien nowy fakt, dający się jednak wytłumaczyć starymi prawami rozwoju imperializmu. Bo w rzeczywistości nie tylko potęgi lądowe poniosły absolutną klęskę, ale również potęga z obozu przeciwnego — Wielka Brytania — wróciła z tej ogromnej wojny na tarczy, i to nie z powodu zdolności destrukcyjnej wroga, lecz za sprawą większego potencjału morskiego i handlowego jej głównego sojusznika — Ameryki. Dla Wielkiej Brytanii II wojna światowa, jeżeli chodzi o jej skutki dla światowej równowagi morskiej, musiała reprezentować to, co dla Republiki Weneckiej reprezentowała bitwa pod Diu. Bo o ile nie można powiedzieć, że Anglia została zniszczona, to jej morska supremacja i hegemonia przeminęły na dobre. Degradacja floty doprowadziła do rozpadu brytyjskiego imperium kolonialnego, które właśnie ta flota podtrzymywała.

Dziś jesteśmy w erze imperializmu amerykańskiego. To nie przypadek, że Stany Zjednoczone powtórzyły na niekorzyść Europy strategiczny manewr zastosowany po raz pierwszy przez Portugalczyków w wieku XV. Przecinając wodny szlak handlowy Europa–Azja (wszyscy wiemy, że Kanał Sueski nie zostałby zamknięty, gdyby Naser nie dostał amerykańskiego wsparcia przeciw Anglii), Stany Zjednoczone złapały Europę za gardło i definitywnie zniszczyły pozostałości brytyjskich tradycji imperialistycznych. Wiemy, czym jest imperializm dolarowy: nie okupuje on terytoriów, a raczej „uwalnia” te wciąż znajdujące się pod kolonialną dominacją, zaprzęgając je do wozu swej finansowej wszechmocy, nad którym czuwa najpotężniejsza flota powietrzno-morska świata. Amerykański imperializm jawi się jako najczystszy wyraz imperializmu kapitalistycznego, który okupuje morza, by dominować ląd. Nieprzypadkowo moc jego opiera się na lotniskowcu, która zawiera w sobie wszystkie potworne zwyrodnienia kapitalistycznej mechanizacji, zrywającej wszelki stosunek między środkami produkcji a producentem.

Jeżeli technologia lotnicza integruje największe osiągnięcia nauki burżuazyjnej, to lotniskowiec jest punktem zbieżności wszystkich gałęzi techniki, którymi szczyci się klasa panująca. Ci, którzy zaślepieni są rosyjskim imperializmem do tego stopnia, że zapominają o ogromnej, dominującej i uciskającej sile mocarstwa amerykańskiego, ryzykują, że padną ofiarą demokratycznych i liberaloidalnych wypaczeń, będących najgorszym wrogiem marksizmu — nie bez powodu liberalno-demokratyczne kazania mają swoją największą ambonę w siedzibie najwyższego dziś imperializmu. Nie widzą oni, że Rosja, której ekspansjonizm ma nadal formę kolonializmu (okupacji terytoriów mniejszych państw), jest wciąż na niższym etapie imperializmu, na etapie imperializmu armii lądowych, czyli takiego, który został dwukrotnie pokonany w wojnach światowych. Pomimo tego wszystkiego nie zmieniamy ani przecinka w definicji, którą nadajemy Rosji: państwo kapitalistyczne. To zwykłe stwierdzenie faktu. Wszystkie istniejące państwa są wrogami proletariatu i rewolucji komunistycznej, ale ich siła nie jest równa. Dla proletariatu, który zobaczy na własne oczy, jak wszystkie państwa świata jednoczą się przeciwko niemu, gdy tylko podejmie najmniejszy krok ku przejęciu władzy, liczy się przede wszystkim to, by uświadomił sobie siłę swego największego wroga, uzbrojonego najbardziej ze wszystkich i zdolnego do przeprowadzenia ofensywy w każdym miejscu na świecie.

Imperializm polegający głównie na sile lądowej właściwy był feudalizmowi, co nie oznacza, że imperialistyczne mocarstwa o ograniczonej sile morskiej są nośnikiem tradycji feudalnych. Gdyby tak było, Japonia miałaby w czasach II wojny światowej wyższy poziom kapitalizmu niż Niemcy, gdyż jej flota była od niemieckiej twardsza. Oznacza to więc tylko tyle, że w starciach między mocarstwami imperialistycznymi, czy też do imperializmu aspirującymi, góruje to, które posiada największą flotę. Właśnie flota ma największe znaczenie dla celów kapitalistycznej konserwacji i represji. Która światowa siła może dziś robić za policję klasową w dowolnym miejscu na świecie, jeśli nie ta o największej sile i mobilności? Rosja, tak? Nie, nawet jeśli mogłoby się wydawać, że wydarzeniami na Węgrzech zyskała sobie dyplom żandarma numer jeden światowej kontrrewolucji. W rzeczywistości zadanie to mogą spełniać tylko Stany Zjednoczone, czyli imperializm lotniskowców; mówiąc ściślej: stu lotniskowców.

Marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych dysponuje obecnie aż 103 lotniskowcami, na których stacjonować może — jak pisze „Il Tempo” — 5000 samolotów1, w tym odrzutowce i bombowce średniego zasięgu, a także kilkaset helikopterów. Za kilka miesięcy stocznie w Nowym Jorku i Newport dostarczą US Navy trzy kolejne wielkie lotniskowce: „Ranger”, „Independence” i „Kitty Hawk”. W nowojorskich stoczniach zamówiony został jeszcze następny lotniskowiec tego samego typu (klasa Forrestal).

Okręty te, największe obecnie we wszystkich marynarkach wojennych świata, mają długość 315 metrów, po 100 samolotów każdy, mogą osiągać prędkość 35 węzłów, a ich załoga liczy 3360 marynarzy i 466 oficerów. Ile kosztował taki Forrestal? 218 mln dolarów, równowartość 131 mld lirów2. Jednostki te przewyższone będą pod względem wielkości i możliwości przez superlotniskowce klasy CVN (Nuclear Attack Aircraft Carriers) o wyporności 85 tys. ton (przy 60 tys. w lotniskowcach typu Forrestal), długości około 400 metrów i ośmiu turbinach napędzanych energią atomową, które osiągną prędkość i zasięg nieznane dotąd żadnej morskiej potędze. Jakby tego było mało, superlotniskowce klasy CVN wyposażone zostaną w zdalnie sterowane pociski rakietowe.

I wyobraźmy sobie, w jakim kierunku rozwijać się będzie ta maszyna dominacji i wojny — przy odrobince budżetu obronnego ogłoszonego przez Ike’a3 — teraz gdy USA nie tylko obiecuje pomoc gospodarczą dla Bliskiego Wschodu, który prędzej czy później będzie musiał ją przyjąć, ale też uprzejmie oferuje tamtejszym państwom obronę, jeśli te kiedykolwiek poprosiłyby USA (prośba… na rozkaz) o udzielenie im dobroczynnej pomocy wojskowej!

Historia nigdy nie widziała tak przerażającej siły nieustannie czyhającej na oceanach. Imperializm lotniskowców jest ostatnim z wielkich środków dominacji klasowej, która nie zamierza polec. To z nim rewolucja proletariacka będzie musiała stoczyć decydującą bitwę. Tym samym uderzająco jasne stają się leninowskie tezy o rewolucji światowej, a zdradzieckie pseudodoktryny „narodowych dróg do socjalizmu” mizernie upadają. Burżuazji nie da się obalić naród po narodzie, państwo po państwie, ale tylko poprzez rewolucję ogarniającą kontynenty i powstańczy uścisk proletariuszy ponad granicami.

Jaką gwarancję trwałości może mieć rewolucyjne państwo proletariatu, zrodzone w dowolnej części świata, kiedy amerykański imperializm jest w stanie z oceanów kierować swoją przerażającą, niszczycielską bronią? By zmiażdżyć represyjną siłę kapitału, konieczny będzie zbrojny bunt proletariatu na skalę światową przeciwko klasie panującej. Jest zatem tylko jedna „droga” do socjalizmu: międzynarodowa i internacjonalistyczna.

Amerykański imperializm ze swoją setką lotniskowców dba nie tylko o własne bezpieczeństwo narodowe. Strzeże on kapitalistycznego przywileju w każdej części świata — wszędzie tam, gdzie proletariat stanowi zagrożenie dla burżuazyjnej konserwacji. Dlaczego w obliczu wrogiej klasy jednoczącej się we własnej obronie proletariat miałby dzielić swoje siły w obrębie różnych narodów? Z tej wspaniałej amerykańskiej floty wojennej, dziś terroryzującej świat, pozostanie jedynie kupa złomu, jeśli ponownie wybuchnie wulkan rewolucji. Będzie on jednak musiał podpalić narody i kontynenty: Europę, Azję, Afrykę, ale przede wszystkim Amerykę. Zobaczymy wtedy, czym staje się atomowy superlotniskowiec, gdy załoga podnosi czerwoną flagę.

Nie ukrywamy, że przyjdzie nam na to niekrótko czekać. Jesteśmy jednak pewni, że nie doczekalibyśmy się w ogóle, gdyby awangarda proletariatu miała nie uzyskać właściwego pojęcia o kapitalistycznym imperializmie.

Przetłumaczono z L’imperialismo delle portaerei, „Il Programma Comunista”, nr 2, 1957, wersja cyfrowa zmieszczona na quinterna.org.

  1. Podane liczby są nierealistyczne. W rzeczywistości Stany Zjednoczone miały w tamtym czasie kilkanaście lotniskowców, w których hangarach było co najwyżej 1000 samolotów — przyp. Quaderni di n+1.↩︎

  2. Lub ponad 2 mld dolarów z roku 2020 — przyp. tłum.↩︎

  3. „Ike” — przydomek Dwighta Eisenhowera, prezydenta USA w latach 1953–1961 — przyp. tłum.↩︎